S. Eustachii et Sociorum Martyrum ~ DuplexTempora: Feria Quinta infra Hebdomadam XVII post Octavam Pentecostes III. Septembris
Żywot św. Eustachego i jego rodziny, Męczenników.
(Żył około roku Pańskiego 120).
Jak cudownie Opatrzność Boska prowadzi ludzi do zbawienia, można się przekonać z żywotu świętego Eustachego i jego rodziny.
Za panowania cesarzy Wespazyana i Tytusa żył dzielny hetman, imieniem Placyd, który w wojnie przeciw Dakom tak się odznaczył, że go później cesarz Trajan mianował dowódcą jazdy. Pochodził ze znakomitej rodziny rzymskiej i miał za żonę zacną niewiastę, imieniem Trajanę, która mu powiła dwóch synów. Lubo poganin, był człowiekiem sprawiedliwym i sumiennym, i ta sumienność wyjednała mu łaskę, że przyszedł do poznania prawdy, która jest w Jezusie Chrystusie.
Placyd był wielkim lubownikiem myśliwstwa, które też w czasie pokoju było jego najmilszem zatrudnieniem. Czasu jednego ujrzał ślicznego jelenia, i począł go ścigać. Gonitwa trwała długo, wreszcie jeleń przystanął i zwrócił się do myśliwca. Placyd wymierzył już strzałę, ale wnet spuścił łuk, ujrzawszy coś świecącego między rogami. Przybliżywszy się, ujrzał, że jeleń ma na głowie krzyż, i słyszy głos: „Placydzie, czemu Mnie ścigasz? Jam jest Chrystus, którym za twoje i całego świata zbawienie umarł na krzyżu. Widziałem twe jałmużny i dobre uczynki; gdyś ty wyszedł na łowy, Ja umyśliłem ciebie samego ułowić.“
Placyd usłyszawszy te słowa, padł na kolana i zawołał, jak niegdyś święty Paweł: „Panie, co chcesz, abym czynił?“ „Wróć do miasta — odpowiedział głos — idź do Biskupa, daj się ochrzcić wraz z rodziną, a potem przybądź tu na to miejsce, abyś usłyszał, co masz czynić dla wzięcia prawdziwych skarbów.“
Powstawszy, udał się Placyd czem prędzej do domu, opowiedział żonie ono widzenie, i ze zdumieniem dowiedział się, że i ona miała objawienie i słyszała głos: „Jutro z mężem i dziećmi przyjdziesz do Mnie!“ Bez zwłoki wyszukali Biskupa, a znalazłszy go, przybyli o północy na zgromadzenie chrześcijan, którzy wówczas musieli się jeszcze ukrywać. Tam z radością od Biskupa i wiernych przyjęci, nauczyli się najważniejszych artykułów wiary i otrzymali Chrzest święty. Placyd otrzymał na Chrzcie imię Eustachego, Trajana imię Teofisty, a synowie jeden imię Agapeta, drugi Teofista.
Zaledwie ranek zaświtał, pobiegł Eustachy do lasu, na miejsce, gdzie słyszał głos Pański i uklęknąwszy, zawołał: „Panie, udziel Twemu słudze rad, jakieś mu przyobiecał.“ Na te słowa usłyszał znowu wyraźnie głos: „Błogosławionym jesteś, żeś się przez Chrzest odrodził i szatana zwyciężył. Teraz masz być, jak Mój sługa Job, wystawiony na pokusy i utrapienia, abyś otrzymał koronę niebieską. Oderwij przeto serce od znikomości tego świata, abyś był bogatym w dobra wiekuiste. Nie bój się niczego, albowiem łaska Moja będzie z tobą, jak niegdyś z Jobem. Pozostawiam ci do woli, czy teraz, czy przy końcu życia chcesz cierpieć.“ Na to rzekł Eustachy: „Panie, jeśli tak ma się stać, niech się stanie zaraz.“ Pan przyrzekł, a Eustachy wrócił wesół do domu, będąc gotowym umrzeć dla Chrystusa.
Za panowania cesarzy Wespazyana i Tytusa żył dzielny hetman, imieniem Placyd, który w wojnie przeciw Dakom tak się odznaczył, że go później cesarz Trajan mianował dowódcą jazdy. Pochodził ze znakomitej rodziny rzymskiej i miał za żonę zacną niewiastę, imieniem Trajanę, która mu powiła dwóch synów. Lubo poganin, był człowiekiem sprawiedliwym i sumiennym, i ta sumienność wyjednała mu łaskę, że przyszedł do poznania prawdy, która jest w Jezusie Chrystusie.
Placyd był wielkim lubownikiem myśliwstwa, które też w czasie pokoju było jego najmilszem zatrudnieniem. Czasu jednego ujrzał ślicznego jelenia, i począł go ścigać. Gonitwa trwała długo, wreszcie jeleń przystanął i zwrócił się do myśliwca. Placyd wymierzył już strzałę, ale wnet spuścił łuk, ujrzawszy coś świecącego między rogami. Przybliżywszy się, ujrzał, że jeleń ma na głowie krzyż, i słyszy głos: „Placydzie, czemu Mnie ścigasz? Jam jest Chrystus, którym za twoje i całego świata zbawienie umarł na krzyżu. Widziałem twe jałmużny i dobre uczynki; gdyś ty wyszedł na łowy, Ja umyśliłem ciebie samego ułowić.“
Placyd usłyszawszy te słowa, padł na kolana i zawołał, jak niegdyś święty Paweł: „Panie, co chcesz, abym czynił?“ „Wróć do miasta — odpowiedział głos — idź do Biskupa, daj się ochrzcić wraz z rodziną, a potem przybądź tu na to miejsce, abyś usłyszał, co masz czynić dla wzięcia prawdziwych skarbów.“
Powstawszy, udał się Placyd czem prędzej do domu, opowiedział żonie ono widzenie, i ze zdumieniem dowiedział się, że i ona miała objawienie i słyszała głos: „Jutro z mężem i dziećmi przyjdziesz do Mnie!“ Bez zwłoki wyszukali Biskupa, a znalazłszy go, przybyli o północy na zgromadzenie chrześcijan, którzy wówczas musieli się jeszcze ukrywać. Tam z radością od Biskupa i wiernych przyjęci, nauczyli się najważniejszych artykułów wiary i otrzymali Chrzest święty. Placyd otrzymał na Chrzcie imię Eustachego, Trajana imię Teofisty, a synowie jeden imię Agapeta, drugi Teofista.
Zaledwie ranek zaświtał, pobiegł Eustachy do lasu, na miejsce, gdzie słyszał głos Pański i uklęknąwszy, zawołał: „Panie, udziel Twemu słudze rad, jakieś mu przyobiecał.“ Na te słowa usłyszał znowu wyraźnie głos: „Błogosławionym jesteś, żeś się przez Chrzest odrodził i szatana zwyciężył. Teraz masz być, jak Mój sługa Job, wystawiony na pokusy i utrapienia, abyś otrzymał koronę niebieską. Oderwij przeto serce od znikomości tego świata, abyś był bogatym w dobra wiekuiste. Nie bój się niczego, albowiem łaska Moja będzie z tobą, jak niegdyś z Jobem. Pozostawiam ci do woli, czy teraz, czy przy końcu życia chcesz cierpieć.“ Na to rzekł Eustachy: „Panie, jeśli tak ma się stać, niech się stanie zaraz.“ Pan przyrzekł, a Eustachy wrócił wesół do domu, będąc gotowym umrzeć dla Chrystusa.
Nauka moralna. Już po kilku dniach dotknęła go ręka Pańska, bo mu wszyscy słudzy wymarli na morowe powietrze, złodzieje skradli majątek, a nawet i mieszkanie stało się pastwą płomieni. Do tego poganie straszliwie chrześcijan prześladowali, albowiem morowe powietrze uważali za karę swych rozgniewanych bogów. Zubożały Eustachy zabrał żonę i dzieci, wsiadł na okręt i popłynął do Egiptu. Kiedy miano wysiadać, a Eustachy nie miał czem przewozu zapłacić, właściciel okrętu zabrał mu gwałtem Teofistę, małżonkę, i odpłynął. Eustachy, wielce strapiony, poszedł z swymi synami w głąb kraju szukać żywności. Stanął nad rzeką, którą trzeba było przejść, a że nigdzie nie było mostu, musiał ją w bród przebywać. Nie mogąc synów przenieść naraz, wziął jednego i szczęśliwie przeniósł na drugą stronę. Wracając do drugiego, ujrzał, jak wilk ogromny chłopca porwał i zniknął z nim w lesie. Obejrzawszy się znowu za pierwszym, ujrzał nadbiegającego lwa, który chłopca uniósł w paszczy. Już chciał się z rozpaczy utopić, ale wnet przypomniał sobie, że Bóg żąda takiej ofiary. Smutny poszedł dalej, i po niejakim czasie trafiwszy wioskę, przyjął tamże służbę za parobka.
Tymczasem cesarz Trajan był w wielkich kłopotach, bo ze wszystkich stron nieprzyjaciel niepokoił państwo rzymskie, a nie było zdatnego wodza. Przypomniał sobie wprawdzie Placyda, ale nikt nie wiedział, gdzie przebywa. Rozesłał więc cesarz żołnierzy, by go szukali i wyznaczył wielką nagrodę temu, kto go znajdzie.
I tak w nadziei uzyskania nagrody i ujrzenia ukochanego wodza obchodziło dwóch żołnierzy wsie i miasta. Zdarzyło się, że przybyli też do onej, wioski, gdzie Eustachy się znajdował. Przypadkiem spotkali go wracającego z pola, ale go nie poznali. Dowiedziawszy się zaś, że jego szukają, wziął ich do siebie i ugościł. Gdy na chwilkę się oddalił, rzekł jeden z żołnierzy: „Człowiek ten jest tak podobnym Placydowi, iż powiedziałbym, że to on sam.“ Na to rzecze drugi żołnierz: „Placyd miał bliznę na czole; jeśli ten ma bliznę, to on.“ Eustachy wrócił; żołnierze spostrzegli bliznę, tedy z wielkiej radości poczęli płakać i całować mu ręce, i wyjawili mu zaraz, dlaczego go szukają. Eustachy bez odwłoki opuścił oną wieś, wrócił do ojczyzny, stanął na czele wojska i wygrywając bitwę po bitwie, niebawem nieprzyjaciela zupełnie zwyciężył. Z tego tak się Trajan ucieszył, że mu pozwolił wojsko w tryumfie wprowadzić do Rzymu.
Wojsko wracając, stanęło kwaterą w pewnem mieście i jego okolicy. Wypadło, iż w domu jednym stało razem dwóch setników, którzy się w wojnie odznaczyli. Gdy sobie opowiadali dawniejsze swe przygody, pokazało się, że są braćmi, Agapetes i Teofistus, których za młodu porwały dzikie zwierzęta. Rozmowie ich przysłuchiwała się pilnie służebna niewiasta, która usłyszawszy imiona braci, z krzykiem padła omdlała na ziemię. Bracia podnieśli ją, a gdy odzyskała przytomność, oznajmiła im, że jest ich matką, która w zatrzymana w niewoli przez właściciela okrętu, tutaj musiała przyjąć służbę. Radość z tego poznania była wielka i tylko ich to smuciło, że nic o ojcu nie wiedzieli.
Teofista znalazłszy synów, chciała z nimi pójść do Rzymu, do czego potrzebne było pozwolenie wodza, do którego się też udała. Skoro jednakże do Eustachego kilka słów przemówiła, natychmiast ją poznał, i zakrzyknąwszy: „Najukochańsza moja Teofisto!“ rzucił jej się na szyję i ze wzniesionemi w Niebo oczyma dziękował za to szczęśliwe spotkanie. Tedy mu oznajmiła, że i synów znalazła, i że się tu znajdują, skąd radość jego jako i synów nie miała granic. Opowiadali oni jak ich pasterze obronili od zwierząt, wychowali, a gdy wybierano zdatnych do wojska, ich także wybrano, i że Bóg zarządził, że się na jednę kwaterę dostali aby się poznać. Na wieść, że ukochany wódz znalazł małżonkę i dzieci, zapanowała w wojsku wielka radość, i z weselem ruszono dalej ku Rzymowi.
Tymczasem cesarz Trajan, który sprzyjał Eustachemu, umarł, a na jego miejsce nastąpił cesarz Hadryan. Eustachy wszedł na czele wojska do Rzymu, a cesarz przyjął go z wielkimi honorami. Było jednakże wolą Boską, aby Eustachy nawet był ukoronowany, i to koroną świetniejszą, aniżeli korony ziemskich cesarzy. Według zwyczaju bowiem u Rzymian wódz po zwycięstwie wchodził do świątyni Jowisza składać ofiary, podczas gdy jeńców strącano ze skały. Eustachy nie chciał tego uczynić, i odpowiedział cesarzowi z nieustraszoną odwagą: „Ja wierzę w Chrystusa i Jemu samemu tylko składam ofiary.“ Rozgniewany cesarz zagroził mu, że go da lwom na pożarcie, i nie pomnąc jak wielkie Eustachy około ojczyzny położył zasługi, kazał go rzeczywiście wraz z Teofistą, Agapetem i Teofistem zaprowadzić do amfiteatru, gdzie wypuszczono na nich dzikie lwy. Lwy okazały się łagodniejszemi od ludzi, pokładły się u stóp świętej Rodziny, nie wyrządzając nikomu krzywdy. Zaślepiony cesarz, tym cudem jeszcze więcej rozdrażniony, kazał żelaznego wołu, umyślnie dla męczenia chrześcijan zrobionego, rozpalić do czerwoności, i spalić nim świętych Wyznawców. Podczas kiedy rozpalano wołu, padł Eustachy z żoną i synami na kolana, i w gorącej modlitwie polecił siebie i swoich Panu Bogu. Potem uściskała się rodzina, pożegnała się i została wrzuconą w brzuch rozpalonego wołu, gdzie natychmiast dusze wyzionęła, roku 120. Po trzech dniach chciano wołu oczyścić z popiołu i spalonych kości. Ze zdumieniem znaleziono jednak ciała nienaruszone, na który widok wielu pogan uwierzyło w Jezusa Chrystusa.
Chrześcijanie pogrzebali ciała z czcią wielką, a później nad niemi zbudowano piękny kościół.
Tymczasem cesarz Trajan był w wielkich kłopotach, bo ze wszystkich stron nieprzyjaciel niepokoił państwo rzymskie, a nie było zdatnego wodza. Przypomniał sobie wprawdzie Placyda, ale nikt nie wiedział, gdzie przebywa. Rozesłał więc cesarz żołnierzy, by go szukali i wyznaczył wielką nagrodę temu, kto go znajdzie.
I tak w nadziei uzyskania nagrody i ujrzenia ukochanego wodza obchodziło dwóch żołnierzy wsie i miasta. Zdarzyło się, że przybyli też do onej, wioski, gdzie Eustachy się znajdował. Przypadkiem spotkali go wracającego z pola, ale go nie poznali. Dowiedziawszy się zaś, że jego szukają, wziął ich do siebie i ugościł. Gdy na chwilkę się oddalił, rzekł jeden z żołnierzy: „Człowiek ten jest tak podobnym Placydowi, iż powiedziałbym, że to on sam.“ Na to rzecze drugi żołnierz: „Placyd miał bliznę na czole; jeśli ten ma bliznę, to on.“ Eustachy wrócił; żołnierze spostrzegli bliznę, tedy z wielkiej radości poczęli płakać i całować mu ręce, i wyjawili mu zaraz, dlaczego go szukają. Eustachy bez odwłoki opuścił oną wieś, wrócił do ojczyzny, stanął na czele wojska i wygrywając bitwę po bitwie, niebawem nieprzyjaciela zupełnie zwyciężył. Z tego tak się Trajan ucieszył, że mu pozwolił wojsko w tryumfie wprowadzić do Rzymu.
Wojsko wracając, stanęło kwaterą w pewnem mieście i jego okolicy. Wypadło, iż w domu jednym stało razem dwóch setników, którzy się w wojnie odznaczyli. Gdy sobie opowiadali dawniejsze swe przygody, pokazało się, że są braćmi, Agapetes i Teofistus, których za młodu porwały dzikie zwierzęta. Rozmowie ich przysłuchiwała się pilnie służebna niewiasta, która usłyszawszy imiona braci, z krzykiem padła omdlała na ziemię. Bracia podnieśli ją, a gdy odzyskała przytomność, oznajmiła im, że jest ich matką, która w zatrzymana w niewoli przez właściciela okrętu, tutaj musiała przyjąć służbę. Radość z tego poznania była wielka i tylko ich to smuciło, że nic o ojcu nie wiedzieli.
Teofista znalazłszy synów, chciała z nimi pójść do Rzymu, do czego potrzebne było pozwolenie wodza, do którego się też udała. Skoro jednakże do Eustachego kilka słów przemówiła, natychmiast ją poznał, i zakrzyknąwszy: „Najukochańsza moja Teofisto!“ rzucił jej się na szyję i ze wzniesionemi w Niebo oczyma dziękował za to szczęśliwe spotkanie. Tedy mu oznajmiła, że i synów znalazła, i że się tu znajdują, skąd radość jego jako i synów nie miała granic. Opowiadali oni jak ich pasterze obronili od zwierząt, wychowali, a gdy wybierano zdatnych do wojska, ich także wybrano, i że Bóg zarządził, że się na jednę kwaterę dostali aby się poznać. Na wieść, że ukochany wódz znalazł małżonkę i dzieci, zapanowała w wojsku wielka radość, i z weselem ruszono dalej ku Rzymowi.
Tymczasem cesarz Trajan, który sprzyjał Eustachemu, umarł, a na jego miejsce nastąpił cesarz Hadryan. Eustachy wszedł na czele wojska do Rzymu, a cesarz przyjął go z wielkimi honorami. Było jednakże wolą Boską, aby Eustachy nawet był ukoronowany, i to koroną świetniejszą, aniżeli korony ziemskich cesarzy. Według zwyczaju bowiem u Rzymian wódz po zwycięstwie wchodził do świątyni Jowisza składać ofiary, podczas gdy jeńców strącano ze skały. Eustachy nie chciał tego uczynić, i odpowiedział cesarzowi z nieustraszoną odwagą: „Ja wierzę w Chrystusa i Jemu samemu tylko składam ofiary.“ Rozgniewany cesarz zagroził mu, że go da lwom na pożarcie, i nie pomnąc jak wielkie Eustachy około ojczyzny położył zasługi, kazał go rzeczywiście wraz z Teofistą, Agapetem i Teofistem zaprowadzić do amfiteatru, gdzie wypuszczono na nich dzikie lwy. Lwy okazały się łagodniejszemi od ludzi, pokładły się u stóp świętej Rodziny, nie wyrządzając nikomu krzywdy. Zaślepiony cesarz, tym cudem jeszcze więcej rozdrażniony, kazał żelaznego wołu, umyślnie dla męczenia chrześcijan zrobionego, rozpalić do czerwoności, i spalić nim świętych Wyznawców. Podczas kiedy rozpalano wołu, padł Eustachy z żoną i synami na kolana, i w gorącej modlitwie polecił siebie i swoich Panu Bogu. Potem uściskała się rodzina, pożegnała się i została wrzuconą w brzuch rozpalonego wołu, gdzie natychmiast dusze wyzionęła, roku 120. Po trzech dniach chciano wołu oczyścić z popiołu i spalonych kości. Ze zdumieniem znaleziono jednak ciała nienaruszone, na który widok wielu pogan uwierzyło w Jezusa Chrystusa.
Chrześcijanie pogrzebali ciała z czcią wielką, a później nad niemi zbudowano piękny kościół.
Jak dzień następuje po nocy i pogoda zmienia się z deszczem i grzmotami, tak i w życiu ludzkiem szczęście zmienia się z nieszczęściem i odwrotnie; serce albo czuje rozkosz, albo się zasmuca; to przydarza nam się co wesołego, to znowu co przykrego. Jakże my jako chrześcijanie mamy się wobec takich zmian w życiu zachować? Oto powinniśmy zawsze i wszystko, jak święty Eustachy, od Boga przyjmować; powinniśmy we wszystkich stosunkach i położeniach życia naszego wielbić Opatrzność Boską i pokładać w niej nadzieję. Nie powinniśmy tak w nieszczęściu tracić odwagi, jak w szczęściu stawać się dumnymi i zapominającymi o Bogu. Wprawdzie jest to wielka cnota, ale że jej tak mało pomiędzy ludźmi, to pochodzi z braku żywej wiary w Opatrzność Boską, która wszystko dla nas najlepiej urządza. Nie zapominajmy, że szczęście i nieszczęście, życie i śmierć, majątek i nędza od Boga pochodzą. „Pan — mówi Pismo św. — czyni ubogim, czyni i bogatym; On poniża, On wywyższa.“ Dlatego zawsze w nieszczęściu powinniśmy mówić z pobożnym Jobem: “Pan dał, Pan odjął, jako się Panu upodobało!“ (Job 1, 21).
Modlitwa.
Boże, chętnie poddajemy i powierzamy się świętej Opatrzności Twojej. Czyń z nami według Twego Boskiego upodobania, i udziel nam łaski, abyśmy we wszystkich położeniach życia zawsze w wierze, nadziei i miłości ku Tobie wiernie wytrwali. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który króluje w Niebie i na ziemi. Amen.
Introitus Eccli 44:15; 44:14 Sapiéntiam Sanctórum narrent populi, et laudes eórum núntiet ecclésia: nómina autem eórum vivent in sǽculum sǽculi. Ps 32:1 Exsultáte, justi, in Dómino: rectos decet collaudátio. V. Glória Patri, et Fílio, et Spirítui Sancto. R. Sicut erat in princípio, et nunc, et semper, et in saecula saeculórum. Amen Sapiéntiam Sanctórum narrent populi, et laudes eórum núntiet ecclésia: nómina autem eórum vivent in sǽculum sǽculi. |
1
IntroitSyr 44:15; 44:14 Mądrość Świętych opowiadać będą narody, a chwałę ich będzie głosiło zgromadzenie, imiona ich będą żyły na wieki wieków. Ps 32:1 Sprawiedliwi, weselcie się w Panu: prawym przystoi Go chwalić. V. Chwała Ojcu, i Synowi i Duchowi Świętemu. R. Jak była na początku, teraz i zawsze i na wieki wieków. Amen. Mądrość Świętych opowiadać będą narody, a chwałę ich będzie głosiło zgromadzenie, imiona ich będą żyły na wieki wieków. |
Gloria | Gloria |
Oratio Orémus. Deus, qui nos concedis sanctorum Martyrum tuorum Eustachii et Sociorum ejus natalitia colere: da nobis in aeterna beatitudine de eorum societate gaudere. Per Dominum nostrum Jesum Christum, Filium tuum: qui tecum vivit et regnat in unitate Spiritus Sancti Deus, per omnia saecula saeculorum. R. Amen. Orémus. Pro Vigilia S. Matthaei Apostoli Da quǽsumus omnipotens Deus: ut beati Matthaei Apostoli tui et Evangelistae, quam praevenimus, veneranda solemnitas, et devotionem nobis augeat et salutem. Per Dominum nostrum Jesum Christum, Filium tuum: qui tecum vivit et regnat in unitate Spiritus Sancti Deus, per omnia saecula saeculorum. R. Amen. |
3
KolektaMódlmy się. Boże, który nam pozwalasz obchodzić narodziny dla nieba świętych Męczenników Twoich Eustachego i Towarzyszy: daj nam w wiecznej szczęśliwości radować się ich towarzystwem. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, Syna Twojego, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego Bóg przez wszystkie wieki wieków. R. Amen. |
Lectio Lectio libri Sapientia Sap 5:16-20 Justi autem in perpétuum vivent, et apud Dóminum est merces eórum, et cogitátio illórum apud Altíssimum. Ideo accípient regnum decóris, et diadéma speciéi de manu Dómini: quóniam déxtera sua teget eos, et bráchio sancto suo deféndet illos. Accípiet armatúram zelus illíus, et armábit creatúram ad ultiónem inimicórum. Induet pro thoráce justítiam, et accípiet pro gálea judícium certum. Sumet scutum inexpugnábile æquitátem. R. Deo gratias. |
4
LekcjaCzytanie z Księgi Mądrości. Mdr 5:16-20 Sprawiedliwi żyć będą na wieki i u Pana jest ich zapłata, a troska o nich u Najwyższego. Przeto otrzymają wspaniałe królestwo i diadem przepiękny z ręki Pańskiej: bo prawicą swą rządzić nimi będzie i świętym swym ramieniem bronić ich będzie. Żarliwa miłość Jego weźmie zbroję i uzbroi stworzenie dla pomsty na nieprzyjaciołach. Przywdzieje zamiast pancerza sprawiedliwość, a za szyszak weźmie sąd niezawodny. Za nieodpartą tarczę weźmie słuszność. R. Bogu dzięki. |
Graduale Ps 123:7-8 Anima nostra, sicut passer, erépta est de láqueo venántium. V. Láqueus contrítus est, et nos liberáti sumus: adjutórium nostrum in nómine Dómini, qui fecit cœlum et terram. Allelúja, allelúja. Ps 67:4 Justi epuléntur, et exsúltent in conspéctu Dei: et delecténtur in lætítia. Alleluja. |
5
GraduałPs 123:7-8 Dusza nasza niby ptak wyrwała się z sidła łowców. V. Sidło się podarło, a my zostaliśmy uwolnieni. Wspomożenie nasze w imieniu Pana, który stworzył niebo i ziemię. Alleluja, alleluja. Ps 67:4 Sprawiedliwi się cieszą i weselą przed Bożym obliczem, i rozkoszują się pośród radości. Alleluja. |
Evangelium Sequéntia ✠ sancti Evangélii secúndum Lucam. R. Gloria tibi, Domine! Luc 6:17-23 In illo témpore: Descéndens Jesus de monte, stetit in loco campéstri, et turba discipulórum ejus, et multitúdo copiósa plebis ab omni Judǽa, et Jerúsalem, et marítima, et Tyri, et Sidónis, qui venérant, ut audírent eum et sanaréntur a languóribus suis. Et, qui vexabántur a spirítibus immúndis, curabántur. Et omnis turba quærébat eum tángere: quia virtus de illo exíbat, et sanábat omnes. Et ipse, elevátis oculis in discípulos suos, dicébat: Beáti, páuperes: quia vestrum est regnum Dei. Beáti, qui nunc esurítis: quia saturabímini. Beáti, qui nunc fletis: quia ridébitis. Beáti éritis, cum vos óderint hómines, et cum separáverint vos et exprobréverint, et ejécerint nomen vestrum tamquam malum, propter Fílium hóminis. Gaudéte in illa die et exsultáte: ecce enim, merces vestra multa est in cœlo. R. Laus tibi, Christe! S. Per Evangelica dicta, deleantur nostra delicta. |
6
EwangeliaCiąg dalszy ✠ Ewangelii świętej według Łukasza. R. Chwała Tobie Panie. Łk 6:17-23 Msza Sapientiam została ułożona na uroczystość świętych lekarzy Kosmy i Damiana. Dlatego pierwsza część Ewangelii opowiada o uzdrowieniach. Onego czasu: Gdy Jezus zszedł z góry, stanął na równinie wraz z rzeszą swych uczniów i wielkim mnóstwem ludu z całej Judei i Jerozolimy, znad morza, Tyru i Sydonu, którzy przybyli, aby Go słuchali i byli uzdrowieni z niemocy swoich. Także i dręczeni przez duchy nieczyste uzdrawiani byli. A cała rzesza pragnęła się Go dotknąć, albowiem wychodziła zeń moc i uzdrawiała wszystkich. A On, podniósłszy oczy na uczniów swoich, mówił: «Błogosławieni ubodzy, bo wasze jest królestwo Boże. Błogosławieni, którzy teraz łakniecie, albowiem będziecie nasyceni. Błogosławieni, którzy teraz płaczecie, albowiem będziecie się weselić. Błogosławieni będziecie, gdy ludzie was znienawidzą i gdy was wyłączą, i złorzeczyć wam będą, i zniesławiać imię wasze jako złe, dla Syna Człowieczego. Weselcie się dnia onego, a radujcie, bo oto zapłata wasza obfita jest w niebiesiech». R. Chwała Tobie, Chryste. S. Niech słowa Ewangelii zgładzą nasze grzechy. |
Credo | Credo |
Offertorium Ps 149:5-6 Exsultábunt Sancti in glória, lætabúntur in cubílibus suis: exaltatiónes Dei in fáucibus eórum, allelúja. |
8
OfiarowaniePs 149:5-6 Niech Święci cieszą się wśród chwały, niech się radują w miejscu odpocznienia, wysławianie Boga wciąż na ich ustach alleluja. |
Secreta Múnera tibi, Dómine, nostra devotiónis offérimus: quæ et pro tuórum tibi grata sint honóre Justórum, et nobis salutária, te miseránte, reddántur. Per Dominum nostrum Jesum Christum, Filium tuum: qui tecum vivit et regnat in unitate Spiritus Sancti Deus, per omnia saecula saeculorum. R. Amen. Pro Vigilia S. Matthaei Apostoli Apostólici reveréntia cúlminis offeréntes tibi sacra mystéria, Dómine, quǽsumus: ut beáti Matthaei Apóstoli tui et Evangelístae suffrágiis, cujus natalítia prævenímus; plebs tua semper et sua vota deprómat, et desideráta percípiat. Per Dominum nostrum Jesum Christum, Filium tuum: qui tecum vivit et regnat in unitate Spiritus Sancti Deus, per omnia saecula saeculorum. R. Amen. |
9
SecretaOfiarujemy Ci, Panie te dary jako wyraz naszego oddania; przyjmij je łaskawie ku chwale Twoich Świętych i spraw w Swoim miłosierdziu, aby przyczyniły się do naszego zbawienia. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, Syna Twojego, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego Bóg przez wszystkie wieki wieków. R. Amen. |
Prefatio Communis Vere dignum et justum est, æquum et salutáre, nos tibi semper et ubíque grátias agere: Dómine sancte, Pater omnípotens, ætérne Deus: per Christum, Dóminum nostrum. Per quem majestátem tuam laudant Angeli, adórant Dominatiónes, tremunt Potestátes. Coeli coelorúmque Virtútes ac beáta Séraphim sócia exsultatióne concélebrant. Cum quibus et nostras voces ut admitti jubeas, deprecámur, súpplici confessione dicéntes: |
10
PrefacjaPrefacja zwykła Zaprawdę godne to i sprawiedliwe, słuszne i zbawienne, abyśmy zawsze i wszędzie Tobie składali dziękczynienie, Panie, Ojcze Święty, wszechmogący, wieczny Boże, przez Chrystusa, Pana naszego. Przez Niego Twój majestat chwalą Aniołowie, uwielbiają Państwa, z lękiem czczą Potęgi, Niebiosa i Moce niebios oraz błogosławieni Serafini we wspólnej wysławiają radości. Z nimi to, prosimy, dozwól i naszym głosom wołać w pokornym uwielbieniu: |
Communicántes, et memóriam venerántes, in primis gloriósæ semper Vírginis Maríæ, Genetrícis Dei et Dómini nostri Jesu Christi: sed | Zjednoczeni w Świętych Obcowaniu, ze czcią wspominamy najpierw chwalebną zawsze Dziewicę Maryję, Matkę Boga i Pana naszego Jezusa Chrystusa: |
Communio Luc 12:4. Dico autem vobis amícis meis: Ne terreámini ab his, qui vos persequúntur. |
13
KomuniaŁk 12:4 Powiadam wam, przyjaciołom moim: nie lękajcie się tych, którzy was prześladują. |
Postcommunio Orémus. Præsta nobis, quǽsumus, Dómine: intercedéntibus sanctis Martýribus tuis N. et N.; ut, quod ore contíngimus, pura mente capiámus. Per Dominum nostrum Jesum Christum, Filium tuum: qui tecum vivit et regnat in unitate Spiritus Sancti Deus, per omnia saecula saeculorum. R. Amen. Orémus. Pro Vigilia S. Matthaei Apostoli Sancti Apóstoli tui et Evangelístæ Matthaei, quǽsumus, Dómine, supplicatióne placátus: et véniam nobis tríbue, et remédia sempitérna concéde. Per Dominum nostrum Jesum Christum, Filium tuum: qui tecum vivit et regnat in unitate Spiritus Sancti Deus, per omnia saecula saeculorum. R. Amen. |
14
PokomuniaMódlmy się. Prosimy Cię, Panie, za wstawiennictwem Twoich Męczenników N. i N., daj nam przyjąć czystą duszą to, co spożyliśmy ustami. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, Syna Twojego, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego Bóg przez wszystkie wieki wieków. R. Amen. |
Żywot błogosławionego Władysława z Gielniowa.
(Żył około roku Pańskiego 1505).
Błogosławiony Władysław był rodem z Gielniowa, małego miasteczka dyecezyi Gnieźnieńskiej. Przyszedł na świat roku Pańskiego 1440, z rodziców stanu mieszczańskiego, którzy sami pobożni i jego od dzieciństwa w bojaźni Bożej chowali. Na Chrzcie św. miał nadane imię Jana.
Oddany do szkoły miejscowej, odznaczył się nadzwyczajnemi zdolnościami. To skłoniło jego rodziców, że chociaż dla ich niezamożności z trudnością im to przyszło, wysłali go do Akademii Krakowskiej, niedawno wtedy założonej. W niej nasz młodzieniec spotkał się z świętym Janem Kantym i świętym Szymonem z Lipnicy, z którymi już odtąd w stosunkach ścisłej przyjaźni przez całe życie zostawał. Tam pilnie ćwiczył się w naukach, nie opuszczając wcale ćwiczeń pobożnych, do których od najmłodszego wieku był wprawiony. Codziennie przed udaniem się na kursa akademickie miał zwyczaj słuchać Mszy świętej, a co mu tylko od nauk zbywało czasu, ten przepędzał w kościele. Prócz kilku pobożnych młodzieńców towarzyszy swoich, których i przykładem i słowem do cnoty zagrzewał, nie miał innych stosunków jak tylko z niektórymi zakonnikami, u których przebywał najchętniej, gdyż i jego Pan Bóg łaską Swoją do życia zakonnego powoływać raczył.
Po świetnie ukończonym zawodzie uniwersyteckim, otrzymawszy stopnie naukowe, postanowił świat opuścić, lecz jeszcze wahał się do jakiego zgromadzenia ma wstąpić. Pod tęż porę Jan Długosz, kanonik krakowski, powracając z Rzymu, gdzie sprawował urząd posła królewskiego, uprosił był i przywiózł z sobą do Polski świętego Jana Kapistrana, który świeżo we Włoszech wprowadził był w Zakonie świętego Franciszka Serafickiego najściślejszą reformę. Przybywszy do Krakowa, toż samo i w Polsce uczynił i tak mu Pan Bóg w tem błogosławił, że po kilku miesiącach jego tam pobytu, wskutek kazań jakie miewał, ze samej Akademii Krakowskiej stu ośmdziesięciu młodzieży do Zakonu przez niego reformowanego wstąpiło. W tej liczbie był i święty Władysław, a że klasztor krakowski przepełniony był zakonnikami, odesłano go do Warszawy, do klasztoru tejże reformowanej reguły, co tylko przez księżniczkę Annę Mazowiecką ufundowanego. Wstąpił do nowicyatu w dzień świętego Piotra w Okowach, przybierając imię Władysława.
Oddany do szkoły miejscowej, odznaczył się nadzwyczajnemi zdolnościami. To skłoniło jego rodziców, że chociaż dla ich niezamożności z trudnością im to przyszło, wysłali go do Akademii Krakowskiej, niedawno wtedy założonej. W niej nasz młodzieniec spotkał się z świętym Janem Kantym i świętym Szymonem z Lipnicy, z którymi już odtąd w stosunkach ścisłej przyjaźni przez całe życie zostawał. Tam pilnie ćwiczył się w naukach, nie opuszczając wcale ćwiczeń pobożnych, do których od najmłodszego wieku był wprawiony. Codziennie przed udaniem się na kursa akademickie miał zwyczaj słuchać Mszy świętej, a co mu tylko od nauk zbywało czasu, ten przepędzał w kościele. Prócz kilku pobożnych młodzieńców towarzyszy swoich, których i przykładem i słowem do cnoty zagrzewał, nie miał innych stosunków jak tylko z niektórymi zakonnikami, u których przebywał najchętniej, gdyż i jego Pan Bóg łaską Swoją do życia zakonnego powoływać raczył.
Po świetnie ukończonym zawodzie uniwersyteckim, otrzymawszy stopnie naukowe, postanowił świat opuścić, lecz jeszcze wahał się do jakiego zgromadzenia ma wstąpić. Pod tęż porę Jan Długosz, kanonik krakowski, powracając z Rzymu, gdzie sprawował urząd posła królewskiego, uprosił był i przywiózł z sobą do Polski świętego Jana Kapistrana, który świeżo we Włoszech wprowadził był w Zakonie świętego Franciszka Serafickiego najściślejszą reformę. Przybywszy do Krakowa, toż samo i w Polsce uczynił i tak mu Pan Bóg w tem błogosławił, że po kilku miesiącach jego tam pobytu, wskutek kazań jakie miewał, ze samej Akademii Krakowskiej stu ośmdziesięciu młodzieży do Zakonu przez niego reformowanego wstąpiło. W tej liczbie był i święty Władysław, a że klasztor krakowski przepełniony był zakonnikami, odesłano go do Warszawy, do klasztoru tejże reformowanej reguły, co tylko przez księżniczkę Annę Mazowiecką ufundowanego. Wstąpił do nowicyatu w dzień świętego Piotra w Okowach, przybierając imię Władysława.
Nauka moralna. Od tej chwili rączym krokiem szedł po drodze doskonałości zakonnej. Naśladując świętego Antoniego pustelnika, co tylko w innych dobrego upatrzył, sam starał się to spełniać. Świętą cnotę czystości, którą nieskalaną przyniósł ze świata, strzegł jak najpilniej, martwiąc ciało i zmysły na wodzy trzymając. Ślubowi posłuszeństwa wierny, w najmniejszych rzeczach woli swojej nie miał, a przełożonym jakby woli samego Boga się poddawał. Ubóstwo zachowując, nie tylko niczem zgoła rozporządzać sobie nigdy nie pozwalał, lecz i wiele z tych rzeczy, których zakonnikowi nawet w całej ścisłości reguła Braci Mniejszych zachowana używać dozwala, sobie odmawiał. Słowem od pierwszego dnia nowicyatu tak wszystkich i najstarszych braci w doskonałości wyprzedził, że dla całego zgromadzenia stał się najwyższym wzorem świętego Zakonnika.
Wyświęcony na kapłana, z wielką gorliwością zajął się głoszeniem Słowa Bożego, do czego przełożeni niezwłocznie go przeznaczyli. A lubo każde swoje kazanie zaczynał od tego tekstu: Jezus Nazareński, Król Żydowski, z tego jednak jednego źródła wyprowadzał najzbawienniejsze dla słuchaczów nauki. Ażeby wiernych zagrzewać do czci i miłości Przenajświętszego i Najsłodszego Imienia Jezus, na wzór świętego Bernardyna Seneńskiego, toż Imię jak najczęściej w kazaniach powtarzał, a nawet wypisane na tablicy wielkiemi literami z ambony ludowi okazywał. Dla pobudzenia ludu do nabożeństwa, pisał wierszem różne pieśni nabożne i po kazaniu je ze zgromadzonymi śpiewał. Ułożył Koronkę z rozmyślaniami tajemnic życia Pana Jezusa i Maryi Najświętszej, przeplataną rzewnemi modlitwami, a którą nawet Papież Paweł V odpustem zupełnym obdarzył.
Pragnąc Władysław w tym to głównie zawodzie służyć Panu Bogu, bo mu w nim Pan Bóg wielce błogosławił, starannie unikał, aby go jaki urząd w Zakonie nie spotkał. Wszakże dla wysokich cnót zakonnych, bracia pomimo jego wypraszań się usilnych nie tylko wynieśli go na urząd przełożonego i to niejednokrotnie i po różnych klasztorach, ale i zarząd całej prowincyi mu powierzyli i pięć razy z rzędu na tę godność go wybierali. Spędził też na niej lat piętnaście, z niewymownym Zakonu całego pożytkiem i zbudowaniem wiernych. Prowincya jego już wtedy dwadzieścia cztery liczyła klasztory, a niektóre bardzo jedne od drugich odległe. Wszystkie jednak i to co roku, pieszo zwiedzał, podróże te bez grosza, o żebranym chlebie odbywając. A nawet dwa razy do Rzymu tymże sposobem chodził, raz na kapitułę generalną, drugi raz dla obrony braci zakonnych przed Stolicą Apostolską, przez nienawistnych ludzi oczernionych. Wskutek tego przywrócił Zakonowi swojemu znieważonemu sławę, a niecni oszczercy klątwą Papieską ukarani zostali. Podczas prowincyalstwa swojego ułożył dla prowincyi ustawy tak właściwe i mądre, iż je kapituła generalna, drugi raz we Włoszech roku Pańskiego 1498 odprawiona, dla całego Zakonu przyjęła.
Za jego czasów Aleksander, królewicz Polski, wnuk Władysława Jagiełły, rządził księstwem Litewskiem. A że tam w wielu częściach kraju pogaństwo jeszcze istniało i dla małej zaś liczby kapłanów katolickich szerzyło się coraz dalej, przeto książę, spowodowany rozgłosem świętobliwości Władysława i jego braci, udał się do niego z żądaniem, aby mu z swego Zgromadzenia posłał zdolnych i żarliwych kapłanów do oparcia się szerzącemu złemu w krajach jemu podległych. Chętnie przyłożył się do tego błogosławiony Władysław: wysłał na Litwę kilku świętobliwych Ojców, którzy najprzód osiadłszy w Połocku, stamtąd Misyę odprawiali po najdzikszych częściach Litwy, a Bóg dobry pracom ich pobłogosławić raczył, gdyż po pewnym czasie około dwu tysięcy dusz nabyli Kościołowi.
Kiedy w miasteczku Skępe, w dawnej ziemi Dobrzyńskiej a dzisiejszej Gubernii Płockiej położonem wskutek objawienia się Matki Bożej, pewien bogobojny szlachcic założył mały klasztorek dla Ojców Bernardynów, a Władysław przybył do niego z kilku braćmi, aby ich tam osadzić, znalazł ku temu wielkie przeszkody, pochodzące głównie od plebana miejscowego, najnieprzychylniejszego Zakonowi. Chcieli bracia odstąpić tej fundacyi, lecz Władysław upewnił ich, że wkrótce główny ich przeciwnik stanie się jednym z ich największych dobrodziejów. Tymczasem pleban nie przestawał powstawać na błogosławionego Władysława i jego towarzyszy, i gdy razu pewnego słyszał ludzi opowiadających, że podczas gdy Ojcowie w kaplicy Matki Bożej śpiewali o północy Jutrznię, słyszeć się dały Anielskie śpiewy, rzekł z gniewem: „Nie Anielskie to śpiewy, lecz dyabłów i wilków piekielnych wycia wtórują tym mnichom.“ Co większa: stojąc tedy przy tej kaplicy, nogą w nią uderzył z pogardą; lecz w tejże chwili kara Boża go spotkała, gdyż rażony nagłą śmiercią padł nieżywy na ziemię. Dowiedziawszy się o tem Władysław, pomodlił się do Najświętszej Panny za nieszczęsnego zmarłego, który powrócił do życia, grzechu swojego szczerze żałował, zakonników pokornie przeprosił i odtąd według przepowiedni błogosławionego sługi Bożego stał się już na zawsze ich największym przyjacielem i dobroczyńcą.
Kiedy za Jana Alberta w roku 1499 niezliczone hufce tureckich i tatarskich wojsk zalały Polskę, mieczem i pożogą niszcząc okolice do których wkraczały, Władysław nakazawszy w całej prowincyi zakonnej posty i nabożeństwo, sam obiegał miasta i wioski, a gorliwemi kazaniami pobudzał lud do modlitwy i pokuty, przykładem swoim i duchowieństwo świeckie do tego zachęcając. Ułożył wtedy krótką, następującą modlitewkę, i tę, ile mógł rozpowszechniał: „Jezu Nazareński, królu Żydowski! powstań i zetrzyj barbarzyńskie narody, a daj zwycięstwo chrześcijańskiemu ludowi, aby wielkiego Boga potęgę wysławiał na wieki.“ Sam zaś pomnożył sobie różnych umartwień ciała i postów, a niekiedy noce całe na modlitwie przed ołtarzem Matki Bożej spędzał. Pan Bóg wszystkich tych modlitw wysłuchać raczył. Zesłał wczesną i nadzwyczaj ostrą zimę, która pohańców w obozach zaskoczywszy, zniszczyła do szczętu i od klęski kraj nasz uratowała.
Za każdą kapitułą zakonną wypraszał się Władysław od dalszego sprawowania urzędu prowincyalskiego, na który go ciągle obierano. Ale tego od wielce miłujących go Ojców i braci nie otrzymał, aż kiedy już zwątlony nie tylko ciężką pracą lecz i wiekiem, do niejakiego wytchnienia miał prawo. Gdy więc uwolniono go od tego ciężaru, dano mu do wyboru klasztor, w którymby chciał zamieszkać i towarzysza do posługi. Lecz Władysław na to odpowiedział: „Za łaską Bożą, od kiedy jestem w Zakonie, w niczem własnej woli nie miałem, pozwólcie abym jej nie miał i blizkim będąc już śmierci. Niech Ojcowie przeznaczą mnie gdzie się im podoba, jeszcze czuję w sobie dość siły do służenia Zakonowi.“ Przeznaczono go wtedy na przełożonego a zarazem i kaznodzieję warszawskiego klasztoru. Zajął się tymi dwoma obowiązkami, jakby tylko co do Zakonu wstąpił i zaczynał mu służyć. Gdy nadszedł Post Wielki, odbył go z większą jeszcze jak zwykle surowością. W Wielki Piątek miał kazanie, na którem wszystkich słuchaczy do rzewnych łez pobudził nad Męką Pańską, o której z przedziwnem a świętem uniesieniem mówił. Gdy nadszedł do szczegółów biczowania Pana Jezusa, zwróciwszy się do obrazu, na którym tajemnica ta wyrażoną była, powtarzając te słowa: „O! Jezu! Jezu mój kochany!“ wpadł w zachwycenie i w oczach całego ludu w powietrze nad kazalnicą wyniesiony został. Wyszedłszy z tego stanu, omdlał, tak że już skończyć kazania nie mógł a zakonnicy musieli go zanieść do celi. Od tej chwili już tylko albo modlił się, albo dawał braciom najzbawienniejsze nauki, lub z odwiedzającymi go mówił o Bogu. Czując się coraz słabszym, przyjął ostatnie Sakramenta święte i spokojnie zasnął w Panu roku 1505.
Pochowany został na środku chóru Ojców Bernardynów warszawskich, pod tem miejscem, gdzie się pali lampa przed Przenajświętszym Sakramentem. Lecz w roku Pańskim 1572 Arcybiskup Karnkowski, będąc w Warszawie miał objawienie, w którem błogosławiony Władysław polecił mu w Imieniu Pana Boga, aby zwłoki jego na właściwszem miejscu umieszczone zostały. Przeniesiono je więc z wielką czcią i przy uroczystym obchodzie, na którym król Zygmunt August był obecny, złożono po prawej stronie wielkiego ołtarza, gdzie dotąd zostają w osobnej kaplicy. Przy grobie jego wiele zaszło cudów, wskutek czego Papież Benedykt XIV wpisał Władysława w poczet Błogosławionych i jednym z głównych patronów Polski i Litwy ustanowił.
Wyświęcony na kapłana, z wielką gorliwością zajął się głoszeniem Słowa Bożego, do czego przełożeni niezwłocznie go przeznaczyli. A lubo każde swoje kazanie zaczynał od tego tekstu: Jezus Nazareński, Król Żydowski, z tego jednak jednego źródła wyprowadzał najzbawienniejsze dla słuchaczów nauki. Ażeby wiernych zagrzewać do czci i miłości Przenajświętszego i Najsłodszego Imienia Jezus, na wzór świętego Bernardyna Seneńskiego, toż Imię jak najczęściej w kazaniach powtarzał, a nawet wypisane na tablicy wielkiemi literami z ambony ludowi okazywał. Dla pobudzenia ludu do nabożeństwa, pisał wierszem różne pieśni nabożne i po kazaniu je ze zgromadzonymi śpiewał. Ułożył Koronkę z rozmyślaniami tajemnic życia Pana Jezusa i Maryi Najświętszej, przeplataną rzewnemi modlitwami, a którą nawet Papież Paweł V odpustem zupełnym obdarzył.
Pragnąc Władysław w tym to głównie zawodzie służyć Panu Bogu, bo mu w nim Pan Bóg wielce błogosławił, starannie unikał, aby go jaki urząd w Zakonie nie spotkał. Wszakże dla wysokich cnót zakonnych, bracia pomimo jego wypraszań się usilnych nie tylko wynieśli go na urząd przełożonego i to niejednokrotnie i po różnych klasztorach, ale i zarząd całej prowincyi mu powierzyli i pięć razy z rzędu na tę godność go wybierali. Spędził też na niej lat piętnaście, z niewymownym Zakonu całego pożytkiem i zbudowaniem wiernych. Prowincya jego już wtedy dwadzieścia cztery liczyła klasztory, a niektóre bardzo jedne od drugich odległe. Wszystkie jednak i to co roku, pieszo zwiedzał, podróże te bez grosza, o żebranym chlebie odbywając. A nawet dwa razy do Rzymu tymże sposobem chodził, raz na kapitułę generalną, drugi raz dla obrony braci zakonnych przed Stolicą Apostolską, przez nienawistnych ludzi oczernionych. Wskutek tego przywrócił Zakonowi swojemu znieważonemu sławę, a niecni oszczercy klątwą Papieską ukarani zostali. Podczas prowincyalstwa swojego ułożył dla prowincyi ustawy tak właściwe i mądre, iż je kapituła generalna, drugi raz we Włoszech roku Pańskiego 1498 odprawiona, dla całego Zakonu przyjęła.
Za jego czasów Aleksander, królewicz Polski, wnuk Władysława Jagiełły, rządził księstwem Litewskiem. A że tam w wielu częściach kraju pogaństwo jeszcze istniało i dla małej zaś liczby kapłanów katolickich szerzyło się coraz dalej, przeto książę, spowodowany rozgłosem świętobliwości Władysława i jego braci, udał się do niego z żądaniem, aby mu z swego Zgromadzenia posłał zdolnych i żarliwych kapłanów do oparcia się szerzącemu złemu w krajach jemu podległych. Chętnie przyłożył się do tego błogosławiony Władysław: wysłał na Litwę kilku świętobliwych Ojców, którzy najprzód osiadłszy w Połocku, stamtąd Misyę odprawiali po najdzikszych częściach Litwy, a Bóg dobry pracom ich pobłogosławić raczył, gdyż po pewnym czasie około dwu tysięcy dusz nabyli Kościołowi.
Kiedy w miasteczku Skępe, w dawnej ziemi Dobrzyńskiej a dzisiejszej Gubernii Płockiej położonem wskutek objawienia się Matki Bożej, pewien bogobojny szlachcic założył mały klasztorek dla Ojców Bernardynów, a Władysław przybył do niego z kilku braćmi, aby ich tam osadzić, znalazł ku temu wielkie przeszkody, pochodzące głównie od plebana miejscowego, najnieprzychylniejszego Zakonowi. Chcieli bracia odstąpić tej fundacyi, lecz Władysław upewnił ich, że wkrótce główny ich przeciwnik stanie się jednym z ich największych dobrodziejów. Tymczasem pleban nie przestawał powstawać na błogosławionego Władysława i jego towarzyszy, i gdy razu pewnego słyszał ludzi opowiadających, że podczas gdy Ojcowie w kaplicy Matki Bożej śpiewali o północy Jutrznię, słyszeć się dały Anielskie śpiewy, rzekł z gniewem: „Nie Anielskie to śpiewy, lecz dyabłów i wilków piekielnych wycia wtórują tym mnichom.“ Co większa: stojąc tedy przy tej kaplicy, nogą w nią uderzył z pogardą; lecz w tejże chwili kara Boża go spotkała, gdyż rażony nagłą śmiercią padł nieżywy na ziemię. Dowiedziawszy się o tem Władysław, pomodlił się do Najświętszej Panny za nieszczęsnego zmarłego, który powrócił do życia, grzechu swojego szczerze żałował, zakonników pokornie przeprosił i odtąd według przepowiedni błogosławionego sługi Bożego stał się już na zawsze ich największym przyjacielem i dobroczyńcą.
Kiedy za Jana Alberta w roku 1499 niezliczone hufce tureckich i tatarskich wojsk zalały Polskę, mieczem i pożogą niszcząc okolice do których wkraczały, Władysław nakazawszy w całej prowincyi zakonnej posty i nabożeństwo, sam obiegał miasta i wioski, a gorliwemi kazaniami pobudzał lud do modlitwy i pokuty, przykładem swoim i duchowieństwo świeckie do tego zachęcając. Ułożył wtedy krótką, następującą modlitewkę, i tę, ile mógł rozpowszechniał: „Jezu Nazareński, królu Żydowski! powstań i zetrzyj barbarzyńskie narody, a daj zwycięstwo chrześcijańskiemu ludowi, aby wielkiego Boga potęgę wysławiał na wieki.“ Sam zaś pomnożył sobie różnych umartwień ciała i postów, a niekiedy noce całe na modlitwie przed ołtarzem Matki Bożej spędzał. Pan Bóg wszystkich tych modlitw wysłuchać raczył. Zesłał wczesną i nadzwyczaj ostrą zimę, która pohańców w obozach zaskoczywszy, zniszczyła do szczętu i od klęski kraj nasz uratowała.
Za każdą kapitułą zakonną wypraszał się Władysław od dalszego sprawowania urzędu prowincyalskiego, na który go ciągle obierano. Ale tego od wielce miłujących go Ojców i braci nie otrzymał, aż kiedy już zwątlony nie tylko ciężką pracą lecz i wiekiem, do niejakiego wytchnienia miał prawo. Gdy więc uwolniono go od tego ciężaru, dano mu do wyboru klasztor, w którymby chciał zamieszkać i towarzysza do posługi. Lecz Władysław na to odpowiedział: „Za łaską Bożą, od kiedy jestem w Zakonie, w niczem własnej woli nie miałem, pozwólcie abym jej nie miał i blizkim będąc już śmierci. Niech Ojcowie przeznaczą mnie gdzie się im podoba, jeszcze czuję w sobie dość siły do służenia Zakonowi.“ Przeznaczono go wtedy na przełożonego a zarazem i kaznodzieję warszawskiego klasztoru. Zajął się tymi dwoma obowiązkami, jakby tylko co do Zakonu wstąpił i zaczynał mu służyć. Gdy nadszedł Post Wielki, odbył go z większą jeszcze jak zwykle surowością. W Wielki Piątek miał kazanie, na którem wszystkich słuchaczy do rzewnych łez pobudził nad Męką Pańską, o której z przedziwnem a świętem uniesieniem mówił. Gdy nadszedł do szczegółów biczowania Pana Jezusa, zwróciwszy się do obrazu, na którym tajemnica ta wyrażoną była, powtarzając te słowa: „O! Jezu! Jezu mój kochany!“ wpadł w zachwycenie i w oczach całego ludu w powietrze nad kazalnicą wyniesiony został. Wyszedłszy z tego stanu, omdlał, tak że już skończyć kazania nie mógł a zakonnicy musieli go zanieść do celi. Od tej chwili już tylko albo modlił się, albo dawał braciom najzbawienniejsze nauki, lub z odwiedzającymi go mówił o Bogu. Czując się coraz słabszym, przyjął ostatnie Sakramenta święte i spokojnie zasnął w Panu roku 1505.
Pochowany został na środku chóru Ojców Bernardynów warszawskich, pod tem miejscem, gdzie się pali lampa przed Przenajświętszym Sakramentem. Lecz w roku Pańskim 1572 Arcybiskup Karnkowski, będąc w Warszawie miał objawienie, w którem błogosławiony Władysław polecił mu w Imieniu Pana Boga, aby zwłoki jego na właściwszem miejscu umieszczone zostały. Przeniesiono je więc z wielką czcią i przy uroczystym obchodzie, na którym król Zygmunt August był obecny, złożono po prawej stronie wielkiego ołtarza, gdzie dotąd zostają w osobnej kaplicy. Przy grobie jego wiele zaszło cudów, wskutek czego Papież Benedykt XIV wpisał Władysława w poczet Błogosławionych i jednym z głównych patronów Polski i Litwy ustanowił.
Jakiej to żywej wiary były czasy, w których kazania świętego Jana Kapistrana, jak to czytałeś w niniejszym żywocie, pociągnęły do Zakonu wraz z nim kilkudziesięciu akademików krakowskich, stanowiących kwiat ówczesnej młodzieży. Widząc jak pod tym względem inne są czasy, w których żyjemy, módlmy się gorąco, aby tamte wróciły i o to głównie udawajmy się do pośrednictwa Patronów kraju naszego.
Jednym zaś z najpotężniejszych środków do obudzenia w sercach naszych gorącej miłości Boga i prawdziwej pobożności jest rozpamiętywanie Męki Zbawiciela. Tam się uczymy, jak bardzo Bóg umiłował świat, jak wielkiem złem jest grzech, który aby zmazać, potrzeba było męki i śmierci Boga-Człowieka. Tam także uczymy się, jak bardzo powinniśmy czuwać nad sobą, aby nie zmarnować tych skarbów łask, które nam Pan Jezus męką i śmiercią Swoją wyjednał.
Jednym zaś z najpotężniejszych środków do obudzenia w sercach naszych gorącej miłości Boga i prawdziwej pobożności jest rozpamiętywanie Męki Zbawiciela. Tam się uczymy, jak bardzo Bóg umiłował świat, jak wielkiem złem jest grzech, który aby zmazać, potrzeba było męki i śmierci Boga-Człowieka. Tam także uczymy się, jak bardzo powinniśmy czuwać nad sobą, aby nie zmarnować tych skarbów łask, które nam Pan Jezus męką i śmiercią Swoją wyjednał.
Modlitwa.
Boże, któryś błogosławionego Władysława obdarzając wysoką doskonałością zakonną, jasnym świecznikiem w Kościele naszym uczynił, spraw miłościwie, abyśmy za jego przykładem, we wszelkich cnotach wzrostu nabierali. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który z Bogiem Ojcem wraz z Duchem świętym żyje i króluje w Niebie i na ziemi po wszystkie wieki wieków. Amen.
∗ ∗
∗ |
Oprócz tego obchodzi Kościół święty pamiątkę następujących Świętych Pańskich, zamieszczonych w rzymskiem martyrologium:
Dnia 20-go września wigilia świętego Mateusza, Apostoła i Ewangelisty. — W Rzymie męczeństwo św. Eustachego, żony jego Teofisty i dwóch synów Agapita i Teofista. Za cesarza Hadryana porzucono ich dzikim zwierzętom na pożarcie; wyszli jednak z tego bez jakiejkolwiek szkody; później zamknięto ich w rozpalonym byku żelaznym i w ten sposób ofiarowali życie swe za Chrystusa. — W Cyrikus nad Proponcyą dzień zgonu św. Fausty, Dziewicy i św. Ewilazyusza, Męczennika za cesarza Maksymiana. Ewilazyusz, będąc jeszcze kapłanem pogańskim, kazał dziewicy chrześcijańskiej, aby ją zawstydzić, obciąć włosy zupełnie przy skórze; potem rozkazał rozciągnąć ją na torturach; wreszcie chciał ją dać przepiłować na dwoje. Gdy jednak siepacze nic jej uczynić nie mogli, zdumiał wielce i uwierzył. Dlatego kazał go cesarz także okrutnie torturować, gdy tymczasem Faustę po nabiciu jej głowy i ciała gwoździami wrzucono do rozpalonego kotła. Wreszcie odeszli oboje, powołani głosem z Nieba, wspólnie do radości niebieskich. — We Frygii męczeństwo św. Dyonizego i Prywata. Także św. Pryska, poranionego najpierw uderzeniami sztyleta po całem ciele, zanim ucięto mu głowę. — W Perge w Pamfilii śmierć męczeńska św. Teodora i matki jego Filipy z kilku innymi towarzyszami za cesarza Antonina. — W Kartaginie męczeństwo św. Kandydy, Dziewicy, której za cesarza Maksymiana porozdzierano okrutnie całe ciało. — Również męczeństwo św. Zuzanny i Marty, z których pierwsza była córką kapłana pogańskiego Artemiusza. — Tego dnia uroczystość świętego Agapita, Papieża, którego świętość potwierdziło świadectwo św. Grzegorza Wielkiego — W Medyolanie uroczystość świętego Glyceryusza, Biskupa i Wyznawcy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz