S. Monicae Viduae ~ Duplex
Tempora: Sabbato infra Hebdomadam I post Octavam Paschae
Tempora: Sabbato infra Hebdomadam I post Octavam Paschae
Żywot świętej Moniki, Wdowy.
(Żyła około roku Pańskiego 369).
Przedziwnym wzorem i wspaniałą pośredniczką u Boga dla niewiast i matek, które za mężów i dzieci ciężkich cierpień doznają — jest święta Monika. Rodem będąc z Tagasty w Afryce, należała do licznej rodziny, a stara służebna, która już ojca na ręku nosiła, kierowała jej pierwszymi krokami dziecięcymi. Piastunka ta była bardzo pobożną i wierną, przeto rodzice Moniki bardzo ją szanowali. Monika kochała też całem sercem swoją wychowawczynię, a ta wpajała w nią cnotę panowania nad sobą, i wprawiała ją do wstrzemięźliwości, nie pozwalając jej przy obiedzie pić wina, tak jak inne matki, które zawczasu dzieci rozpieszczają i przyzwyczajają do niewstrzemięźliwości.
Gdy Monika wyrosła na sporą panienkę, narażoną była na niebezpieczeństwo poddania się zgubnemu nałogowi. Nałożono na nią obowiązek dostarczenia codziennie wina ze sklepu na obiad dla rodziny. Z początku zakosztowała kilka kropelek, potem coraz więcej, aż wreszcie całe kielichy wychylała. Atoli ratunek i upamiętanie szybko nastąpiły; pokłóciła się bowiem z jedną dziewką służebną, a ta ją nazwała pijaczką. Nazwa owa tak Monikę przeraziła, że wejrzała w głąb serca swego, przyznała dziewce słuszność i odtąd kropli wina do ust nie wzięła.
Gdy Monika wyrosła na sporą panienkę, narażoną była na niebezpieczeństwo poddania się zgubnemu nałogowi. Nałożono na nią obowiązek dostarczenia codziennie wina ze sklepu na obiad dla rodziny. Z początku zakosztowała kilka kropelek, potem coraz więcej, aż wreszcie całe kielichy wychylała. Atoli ratunek i upamiętanie szybko nastąpiły; pokłóciła się bowiem z jedną dziewką służebną, a ta ją nazwała pijaczką. Nazwa owa tak Monikę przeraziła, że wejrzała w głąb serca swego, przyznała dziewce słuszność i odtąd kropli wina do ust nie wzięła.
Niezadługo potem jako piękna, pełna rozumu dziewica oddała rękę mężowi Patrycyuszowi, naówczas jeszcze poganinowi, i weszła w stan słodkiej nadziei szczęśliwego pożycia; ale nadzieja ta ją zawiodła, albowiem mąż obok dobrych przymiotów serca był bardzo lekkomyślnym, a co więcej nadzwyczaj drażliwym. Nie dotrzymywał ślubu wierności małżeńskiej; chęć coraz większych rozrywek i zabaw wciągnęła go w grono rozrzutników i lekkomyślników, z których wracał znużony i zniecierpliwiony, a to wszystko spływało potem w domu na głowę nieszczęśliwej małżonki — tłumiącej w sobie łzy, milczącej i głęboko się modlącej. Dopiero gdy burza namiętności i niecierpliwości mężowskiej przeszła, używała łagodnych słów i tem go doprowadzała zawsze do pokory i żalu za niesprawiedliwe obejście się z nią. Takiem panowaniem nad sobą, pokorną skromnością, szlachetną powagą, rozumnym zarządem domu, modlitwą i jałmużną zyskała powszechny szacunek i uznanie wysokich swych cnót domowych, a że to wszystko odbijało się o uszy męża, przeto po pewnym czasie przyszedł do uznania swych błędów, oddał się zupełnie w opiekę żonie, zaniechał dawnego życia hulaszczego i przyjął nawet wiarę chrześcijańską. W tej wierze umarł bardzo przykładnie.
Monika owdowiawszy, liczyła lat 38 i była matką dwóch synów i jednej córki. Postanowiła więc żyć tylko dla ich szczęścia i przyszłości, zerwała ze światem, ubierała się bardzo skromnie i dom opuszczała tylko, aby być w kościele. Najwięcej troszczyła się o syna Augustyna, mającego lat 17, chłopca pełnego zdolności, ale usposobienia pełnego krnąbrności i łatwo ulegającego namiętnościom. Wychowała go w wierze chrześcijańskiej, sama go przygotowawszy do przyjęcia Chrztu Św., a że dotychczas chrztu jeszcze nie przyjął, było to po części skutkiem wpływu ojca, dopókąd tenże byt poganinem. Stroskanej matce sprawiało to kłopot i niemałe zmartwienie. Augustyn dostawszy się do wyższego zakładu w Kartaginie, był młodzieńcem rozpasanym na wszelkie niecnoty, który nie tylko wiarę swą poniewierał, ale nawet przyłączył się do wyznawców brudnej sekty Manichejczyków. Niewysłowionym z tego był smutek i strapienie matki, w modlitwie więc szukała pociechy.
Kiedy Augustyn ukończył nauki, powrócił w dom rodzicielski. Matka przyjęła go z zapłakanemi oczyma, wszakże z razu nie pozwoliła synowi ani w domu zamieszkać, ani u stołu zasiadać z odrazy, jaką czuła do Manichejczyków; wstręt ten matki otworzył oczy synowi. Monika tymczasem uprosiła Biskupa, aby wpłynął na Augustyna. Ten zaś pocieszał ją następującemi słowy: „Godzina łaski jeszcze nie nadeszła, ale ty ufaj w Bogu i módl się, albowiem niepodobieństwem jest, aby dziecko na zawsze przepadło, za które matka tyle łez wylała!“ Monika pocieszona jakby głosem z Nieba, modliła się i płakała codziennie nie, a Aniołowie zbierali te perły łez matczynych do wieńca wiecznej jej korony.
Dumny i zarozumiały Augustyn, któremu cierpienia i nadzieje kochającej matki stawały się wstrętnemi, tak jak wstrętnem jest światło słoneczne choremu na oczy, powrócił do Kartaginy jako nauczyciel krasomówstwa, a potem postanowił zajaśnieć w Rzymie potęgą zdolności. Stroskana matka oświadczyła mu stanowczo, że wszędzie za nim pośpieszy. Gdy przybyli nad morze, skłamał przed nią Augustyn, że statek dopiero na drugi dzień od lądu odbije, a sam w nocy cichaczem odpłynął, kiedy matka właśnie była na modlitwie. Tego kłamstwa żałował Augustyn później szczerze w pięknej modlitwie: „Okłamałem tak dobrą matkę, kiedy ta za mnie łzy lała i modliła się! A czegóż ona żądała? oto, abyś Ty, Boże, nie pozwolił mi odjeżdżać; ale Ty, Panie, patrząc w przyszłość, nie wysłuchałeś jej próśb. Jej okrzyk boleści wzniósł się ku Tobie, gdy nazajutrz zobaczyła statek, który mnie unosił na pełnem morzu, statek, który mnie wiódł do zbawienia.“
Monika, usłyszawszy później, że Augustyn z Rzymu udał się do Medyolanu, i tam zapoznał się ze świętym Ambrożym, udała się także w tę uciążliwą podróż. Jakże się jednak uradowało stroskane serce matczyne, skoro znalazło syna na korzyść zmienionego i nadto sama usłyszała, że Augustyn zerwał zupełnie z Manichejczykami! Z nową otuchą błagała Stwórcy, aby dokonał dzieła przemiany usposobienia Augustyna. Udała się do świętego Ambrożego i u niego szukała pociechy, jako też ją znalazła. Jeszcze dwa lata przebyła w wielkiej trosce i zaniepokojeniu, aż do świąt Wielkanocnych w r. 387, w którym to czasie Augustyn przyjął Chrzest święty i to, jak sam powiadał, w wodzie, którą matka jego z ócz przez tak długi czas wylała.
Osiągnąwszy, do czego tak długo dążyła, skłoniła syna do powrotu do Afryki. W tej podróży towarzyszył jej Augustyn, drugi syn Nawigiusz i liczne grono przyjaciół.
W Ostyi pod Rzymem zniewoleni byli czekać na statek, aby podróż dalej odbywać, gdy Monika naraz zasłabła. Tam w jednej z przechadzek swoich z synem, zasiadłszy przy oknie, rozmawiali o znikomości tego świata i o wiecznej szczęśliwości niebieskiej, a Monika się odezwała: „Nic na świecie już mnie nie raduje i nie wiem, czemu jeszcze tutaj żyję, kiedy wszystko się spełniło, do czego wzdychałam tak długo i czego pragnęłam. Jedynym celem życia mego było, mój synu, widzieć ciebie chrześcijaninem. I otóż Bóg spełnił to życzenie moje, gdyż cię widzę Jego sługą, pogardzającym znikomościami tego świata. Cóż tutaj jeszcze po mnie? Jestem zbyt szczęśliwą, by tu na tym świecie żyć dalej; siałam wśród łez, ale sprzątam żniwo z prawdziwem uszczęśliwieniem.“
Po tych słowach wzięła syna w objęcia i czule go uściskała. W kilka dni później zakończyła żywot doczesny na rękach wdzięcznego Augustyna, w 56 roku życia swego. Jej ciało święte Papież Marcin V kazał przenieść uroczyście z Ostyi do Rzymu w roku 1430 i odtąd wielkiej ono czci doznaje w kościele świętego Augustyna.
Monika owdowiawszy, liczyła lat 38 i była matką dwóch synów i jednej córki. Postanowiła więc żyć tylko dla ich szczęścia i przyszłości, zerwała ze światem, ubierała się bardzo skromnie i dom opuszczała tylko, aby być w kościele. Najwięcej troszczyła się o syna Augustyna, mającego lat 17, chłopca pełnego zdolności, ale usposobienia pełnego krnąbrności i łatwo ulegającego namiętnościom. Wychowała go w wierze chrześcijańskiej, sama go przygotowawszy do przyjęcia Chrztu Św., a że dotychczas chrztu jeszcze nie przyjął, było to po części skutkiem wpływu ojca, dopókąd tenże byt poganinem. Stroskanej matce sprawiało to kłopot i niemałe zmartwienie. Augustyn dostawszy się do wyższego zakładu w Kartaginie, był młodzieńcem rozpasanym na wszelkie niecnoty, który nie tylko wiarę swą poniewierał, ale nawet przyłączył się do wyznawców brudnej sekty Manichejczyków. Niewysłowionym z tego był smutek i strapienie matki, w modlitwie więc szukała pociechy.
Kiedy Augustyn ukończył nauki, powrócił w dom rodzicielski. Matka przyjęła go z zapłakanemi oczyma, wszakże z razu nie pozwoliła synowi ani w domu zamieszkać, ani u stołu zasiadać z odrazy, jaką czuła do Manichejczyków; wstręt ten matki otworzył oczy synowi. Monika tymczasem uprosiła Biskupa, aby wpłynął na Augustyna. Ten zaś pocieszał ją następującemi słowy: „Godzina łaski jeszcze nie nadeszła, ale ty ufaj w Bogu i módl się, albowiem niepodobieństwem jest, aby dziecko na zawsze przepadło, za które matka tyle łez wylała!“ Monika pocieszona jakby głosem z Nieba, modliła się i płakała codziennie nie, a Aniołowie zbierali te perły łez matczynych do wieńca wiecznej jej korony.
Dumny i zarozumiały Augustyn, któremu cierpienia i nadzieje kochającej matki stawały się wstrętnemi, tak jak wstrętnem jest światło słoneczne choremu na oczy, powrócił do Kartaginy jako nauczyciel krasomówstwa, a potem postanowił zajaśnieć w Rzymie potęgą zdolności. Stroskana matka oświadczyła mu stanowczo, że wszędzie za nim pośpieszy. Gdy przybyli nad morze, skłamał przed nią Augustyn, że statek dopiero na drugi dzień od lądu odbije, a sam w nocy cichaczem odpłynął, kiedy matka właśnie była na modlitwie. Tego kłamstwa żałował Augustyn później szczerze w pięknej modlitwie: „Okłamałem tak dobrą matkę, kiedy ta za mnie łzy lała i modliła się! A czegóż ona żądała? oto, abyś Ty, Boże, nie pozwolił mi odjeżdżać; ale Ty, Panie, patrząc w przyszłość, nie wysłuchałeś jej próśb. Jej okrzyk boleści wzniósł się ku Tobie, gdy nazajutrz zobaczyła statek, który mnie unosił na pełnem morzu, statek, który mnie wiódł do zbawienia.“
Monika, usłyszawszy później, że Augustyn z Rzymu udał się do Medyolanu, i tam zapoznał się ze świętym Ambrożym, udała się także w tę uciążliwą podróż. Jakże się jednak uradowało stroskane serce matczyne, skoro znalazło syna na korzyść zmienionego i nadto sama usłyszała, że Augustyn zerwał zupełnie z Manichejczykami! Z nową otuchą błagała Stwórcy, aby dokonał dzieła przemiany usposobienia Augustyna. Udała się do świętego Ambrożego i u niego szukała pociechy, jako też ją znalazła. Jeszcze dwa lata przebyła w wielkiej trosce i zaniepokojeniu, aż do świąt Wielkanocnych w r. 387, w którym to czasie Augustyn przyjął Chrzest święty i to, jak sam powiadał, w wodzie, którą matka jego z ócz przez tak długi czas wylała.
Osiągnąwszy, do czego tak długo dążyła, skłoniła syna do powrotu do Afryki. W tej podróży towarzyszył jej Augustyn, drugi syn Nawigiusz i liczne grono przyjaciół.
W Ostyi pod Rzymem zniewoleni byli czekać na statek, aby podróż dalej odbywać, gdy Monika naraz zasłabła. Tam w jednej z przechadzek swoich z synem, zasiadłszy przy oknie, rozmawiali o znikomości tego świata i o wiecznej szczęśliwości niebieskiej, a Monika się odezwała: „Nic na świecie już mnie nie raduje i nie wiem, czemu jeszcze tutaj żyję, kiedy wszystko się spełniło, do czego wzdychałam tak długo i czego pragnęłam. Jedynym celem życia mego było, mój synu, widzieć ciebie chrześcijaninem. I otóż Bóg spełnił to życzenie moje, gdyż cię widzę Jego sługą, pogardzającym znikomościami tego świata. Cóż tutaj jeszcze po mnie? Jestem zbyt szczęśliwą, by tu na tym świecie żyć dalej; siałam wśród łez, ale sprzątam żniwo z prawdziwem uszczęśliwieniem.“
Po tych słowach wzięła syna w objęcia i czule go uściskała. W kilka dni później zakończyła żywot doczesny na rękach wdzięcznego Augustyna, w 56 roku życia swego. Jej ciało święte Papież Marcin V kazał przenieść uroczyście z Ostyi do Rzymu w roku 1430 i odtąd wielkiej ono czci doznaje w kościele świętego Augustyna.
Nauka moralna.
Nie zamykaj tej księgi, Czytelniku, ani nie śpiesz się, aby rozpamiętywać życie innego bogobojnego Świętego, zanim nie spojrzysz głęboko w serce matki i nie rozważysz sobie boleści, jakiej ta Matka święta doznała za życia, albowiem i ciebie urodziła matka wśród boleści, i ty wymawiasz z nabożną ufnością słodkie słowa: „Matko nasza, Kościele święty.“ Boleść matki jest bez wątpienia największą i najwięcej ma w sobie goryczy w cierpieniach tu na ziemi, może dlatego, że i miłość matki jest największą, najsłodszą i najzacniejszą tak dalece, że siły jej i troskliwość słowa wypowiedzieć nie zdołają.
Matka przy całej swej godności jako matka skazaną jest na największe cierpienia na ziemi. Wszelkie boleści dotykające dzieci odbijają się najdotkliwiej w sercu matki; ona największe na świecie przechodzi męczarnie; a ile to łez i umartwień kosztuje ją wychowanie tychże dzieci! Czy syn lub córka mają chociaż przeczucie tych trosk i utrapień, jakich doznaje matka przez pierwsze dwa lata po ich urodzeniu? A jeżeli potem ta czuła matka widzi dziecko, które dopiero co rozkwitało, podcięte chorobą i słabością i umierające, lub ulegające skłonnościom grzesznym — to wtedy przejmuje ją boleść nad wszystkie boleści, wtedy woła, jak woła Matka u stóp umierającego Syna: „Którzy idziecie przez drogę, obaczcie a przypatrzcie się, jeśli jest boleść, jako boleść Moja.“ (Treny Jerem. 1, 12).
Pomyśl Czytelniku o własnej matce.
Boleść matki jest najgodniejszą, chwyta ona każdego za serce i zniewala go do podziwu, albowiem jest to boleść matki. Matka jest tem, co może być najgodniejszego, najwspanialszego, najmilszego na ziemi; w słabości swej ma ona przywileje godne największego uznania, a najściślej łączy się ona ze Stwórcą, kiedy ulubieńca Jego, stworzenie Jego najmilsze nosi pod sercem swojem, owo stworzenie, które później Jego także ma miłować i wyznawać. Boleść matki jest tak pełną godności, że Pan Bóg prawie z zazdrością na nią spogląda i kilkakrotnie wyznał, że jeszcze miłosierniejszym jest, niźli matka.“ Posłuchaj tylko wylania serca Jego i słów z ust Jego pochodzących: „Więcej, niźli matka mieć będę miłosierdzia ku tobie.“
Nie znajdziesz też pewnie matki, któraby boleści swe zamienić chciała na skarby ziemskie i koronę królewską: kocha ona też bardzo ten bolesny klejnot godności swej, przeto też odzywa się Bóg tak dobitnie, tak rozczulająco do serca dziecka: Synu, czcij ojca twego, a nie zapominaj o boleściach matki twojej! Słuchaj, synu, tego głosu Mojego i zachowaj go, jako skałę niewzruszoną w sercu swojem: czcij matkę przez wszystkie dni żywota twego, albowiem pamiętać winieneś, że dużo wycierpiała za ciebie w żywocie swoim.
Matka przy całej swej godności jako matka skazaną jest na największe cierpienia na ziemi. Wszelkie boleści dotykające dzieci odbijają się najdotkliwiej w sercu matki; ona największe na świecie przechodzi męczarnie; a ile to łez i umartwień kosztuje ją wychowanie tychże dzieci! Czy syn lub córka mają chociaż przeczucie tych trosk i utrapień, jakich doznaje matka przez pierwsze dwa lata po ich urodzeniu? A jeżeli potem ta czuła matka widzi dziecko, które dopiero co rozkwitało, podcięte chorobą i słabością i umierające, lub ulegające skłonnościom grzesznym — to wtedy przejmuje ją boleść nad wszystkie boleści, wtedy woła, jak woła Matka u stóp umierającego Syna: „Którzy idziecie przez drogę, obaczcie a przypatrzcie się, jeśli jest boleść, jako boleść Moja.“ (Treny Jerem. 1, 12).
Pomyśl Czytelniku o własnej matce.
Boleść matki jest najgodniejszą, chwyta ona każdego za serce i zniewala go do podziwu, albowiem jest to boleść matki. Matka jest tem, co może być najgodniejszego, najwspanialszego, najmilszego na ziemi; w słabości swej ma ona przywileje godne największego uznania, a najściślej łączy się ona ze Stwórcą, kiedy ulubieńca Jego, stworzenie Jego najmilsze nosi pod sercem swojem, owo stworzenie, które później Jego także ma miłować i wyznawać. Boleść matki jest tak pełną godności, że Pan Bóg prawie z zazdrością na nią spogląda i kilkakrotnie wyznał, że jeszcze miłosierniejszym jest, niźli matka.“ Posłuchaj tylko wylania serca Jego i słów z ust Jego pochodzących: „Więcej, niźli matka mieć będę miłosierdzia ku tobie.“
Nie znajdziesz też pewnie matki, któraby boleści swe zamienić chciała na skarby ziemskie i koronę królewską: kocha ona też bardzo ten bolesny klejnot godności swej, przeto też odzywa się Bóg tak dobitnie, tak rozczulająco do serca dziecka: Synu, czcij ojca twego, a nie zapominaj o boleściach matki twojej! Słuchaj, synu, tego głosu Mojego i zachowaj go, jako skałę niewzruszoną w sercu swojem: czcij matkę przez wszystkie dni żywota twego, albowiem pamiętać winieneś, że dużo wycierpiała za ciebie w żywocie swoim.
Modlitwa.
Boże, zasmuconych Pocieszycielu i Zbawco w Tobie nadzieję pokładających, któryś błogosławionej Moniki łzy pobożne o nawrócenie syna jej Augustyna, miłościwie wysłuchać raczył, daj nam za pośrednictwem ich obojga grzechy nasze opłakać i miłosierdzia łaski Twojej dostąpić. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który żyje i króluje na wieki wieków. Amen.
∗ ∗
∗ |
Introitus Ps 118:75; 118:120 Cognóvi, Dómine, quia ǽquitas judícia tua, et in veritáte tua humiliásti me: confíge timóre tuo carnes meas, a mandátis tuis tímui. Allelúja, allelúja. Ps 118:1 Beáti immaculáti in via: qui ámbulant in lege Dómini. V. Glória Patri, et Fílio, et Spirítui Sancto. R. Sicut erat in princípio, et nunc, et semper, et in saecula saeculórum. Amen Cognóvi, Dómine, quia ǽquitas judícia tua, et in veritáte tua humiliásti me: confíge timóre tuo carnes meas, a mandátis tuis tímui. Allelúja, allelúja. |
1
IntroitPs 118:75; 118:120 Wiem, Panie, że słuszne są Twoje wyroki, żeś sprawiedliwie mnie trapił: drży moje ciało z bojaźni przed Tobą, lękam się Twoich wyroków. Ps 118:1 Błogosławieni, których droga jest niepokalana: którzy postępują zgodnie prawem Pana. V. Chwała Ojcu, i Synowi i Duchowi Świętemu. R. Jak była na początku, teraz i zawsze i na wieki wieków. Amen. Wiem, Panie, że słuszne są Twoje wyroki, żeś sprawiedliwie mnie trapił: drży moje ciało z bojaźni przed Tobą, lękam się Twoich wyroków. |
Gloria | Gloria |
Oratio Orémus. Deus, mæréntium consolátor et in te sperántium salus, qui beátæ Mónicæ pias lácrimas in conversióne fílii sui Augustíni misericórditer suscepísti: da nobis utriúsque intervéntu; peccáta nostra deploráre, et grátiæ tuæ indulgéntiam inveníre. Per Dominum nostrum Jesum Christum, Filium tuum: qui tecum vivit et regnat in unitate Spiritus Sancti Deus, per omnia saecula saeculorum. R. Amen. |
3
KolektaMódlmy się. Boże, pocieszycielu zasmuconych i nadziejo ufających Tobie, któryś miłosiernie przyjął rzewne łzy św. Moniki, udzielając łaski nawrócenia jej synowi Augustynowi; daj nam za przyczyną ich obojga opłakiwać nasze grzechy i znaleźć przebaczenie dzięki Twej łasce. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, Syna Twojego, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego Bóg przez wszystkie wieki wieków. R. Amen. |
Lectio Léctio Epístolæ beáti Pauli Apóstoli ad Timótheum. 1 Tim 5:3-10. Caríssime: Víduas honóra, quæ vere víduæ sunt. Si qua autem vidua fílios aut nepótes habet, discat primum domum suam régere, et mútuam vicem réddere paréntibus: hoc enim accéptum est coram Deo. Quæ autem vere vidua est et desoláta, speret in Deum, et instet obsecratiónibus et oratiónibus nocte ac die. Nam quæ in delíciis est, vivens mórtua est. Et hoc praecipe, ut irreprehensíbiles sint. Si quis autem suórum, et máxime domesticórum curam non habet, fidem negávit, et est infidéli detérior. Vidua eligátur non minus sexagínta annórum, quæ fúerit unius viri uxor, in opéribus bonis testimónium habens, si fílios educávit, si hospítio recépit, si sanctórum pedes lavit, si tribulatiónem patiéntibus subministrávit, si omne opus bonum subsecúta est. R. Deo gratias. |
4
LekcjaCzytanie z Listu świętego Pawła Apostoła do Tymoteusza. 1 Tm 5:3-10 Najmilszy: Szanuj wdowy, które prawdziwie są wdowami. Lecz jeśli która wdowa ma dzieci lub wnuków, niech uczy się naprzód domem swoim zarządzać i wypłacać się rodzicom, bo to miłe jest u Boga. A która prawdziwie jest wdową i opuszczoną, niechaj ma nadzieję w Bogu i trwa na prośbach i modlitwach we dnie i w nocy. Bo która w rozkoszach żyje, już za życia jest umarłą. A to przykazuj, aby były nienaganne. Jeśli kto o swoich, a zwłaszcza o domownikach, nie ma pieczy, wiary się zaparł i gorszy jest od poganina. Wdowę należy obierać nie młodszą niż lat sześćdziesięciu, która miała jednego tylko męża i ma za sobą świadectwo dobrych uczynków, że dzieci wychowała, że była gościnna, że nogi świętym obmywała, że wspomagała będących w potrzebie i że wszelkie dobre uczynki wypełniała. R. Bogu dzięki. |
Alleluja Allelúja, allelúja. Ps 44:5 Spécie tua et pulchritúdine tua inténde, próspere procéde et regna. Allelúja. V. Propter veritátem et mansuetúdinem et justítiam: et dedúcet te mirabíliter déxtera tua. Allelúja. |
5
GraduałAlleluja, alleluja. Ps 44:5 W chwale i piękności swojej wystąp, walcz zwycięsko i króluj. Alleluja. V. W obronie wiary i sprawiedliwości niech cudów dokona Twoja prawica. Alleluja. |
Evangelium Sequéntia +︎ sancti Evangélii secúndum Lucam. R. Gloria tibi, Domine! Luc 7:11-16 In illo témpore: Ibat Jesus in civitátem, quæ vocátur Naïm: et ibant cum eo discípuli ejus et turba copiósa. Cum autem appropinquáret portæ civitátis, ecce, defúnctus efferebátur fílius únicus matris suæ: et hæc vídua erat, et turba civitátis multa cum illa. Quam cum vidísset Dóminus, misericórdia motus super eam, dixit illi: Noli flere. Et accéssit et tétigit lóculum. - Hi autem, qui portábant, stetérunt - Et ait: Adoléscens, tibi dico, surge. Et resédit, qui erat mórtuus, et coepit loqui. Et dedit illum matri suæ. Accépit autem omnes timor: et magnificábant Deum, dicéntes: Quia Prophéta magnus surréxit in nobis: et quia Deus visitávit plebem suam. R. Laus tibi, Christe! S. Per Evangelica dicta, deleantur nostra delicta. |
6
EwangeliaCiąg dalszy +︎ Ewangelii świętej według Łukasza. R. Chwała Tobie Panie. Łk 7:11-16 Onego czasu: Jezus szedł do miasta, które zowią Naim, a z nim szli uczniowie Jego i rzesza wielka. A gdy się przybliżył do bramy miejskiej, oto wynoszono umarłego, jedynaka matki jego, a ta była wdową, i liczna rzesza miejska szła z nią. A gdy ją ujrzał Pan, ulitował się nad nią i rzekł jej: «nie płacz». I przystąpił, i dotknął się mar (a ci, co nieśli, stanęli). I rzekł: «Młodzieńcze, tobie mówię, wstań!». I usiadł umarły, i począł mówić. I oddał go matce jego. A wszystkich zdjął strach i wielbili Boga, mówiąc: «Prorok wielki powstał wśród nas, a Bóg nawiedził lud swój». R. Chwała Tobie, Chryste. S. Niech słowa Ewangelii zgładzą nasze grzechy. |
Credo | Credo |
Offertorium Ps 44:3 Diffúsa est grátia in lábiis tuis: proptérea benedíxit te Deus in ætérnum, et in sǽculum sǽculi, allelúja. Allelúja. |
8
OfiarowaniePs 44:3 Wdzięk rozlał się na Twoich wargach, przeto Bóg pobłogosławił Cię na wieki. |
Secreta Accépta tibi sit, Dómine, sacrátæ plebis oblátio pro tuórum honóre Sanctórum: quorum se méritis de tribulatióne percepísse cognóscit auxílium. Per Dominum nostrum Jesum Christum, Filium tuum: qui tecum vivit et regnat in unitate Spiritus Sancti Deus, per omnia saecula saeculorum. R. Amen. |
9
SecretaPrzyjmij, Panie, ofiarę, którą lud Tobie oddany składa ku czci Twoich Świętych, uznając, że dzięki ich zasługom doznał pomocy w ucisku. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, Syna Twojego, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego Bóg przez wszystkie wieki wieków. R. Amen. |
Prefatio Paschalis Vere dignum et justum est, æquum et salutáre: Te quidem, Dómine, omni témpore, sed in hoc potíssimum gloriósius prædicáre, cum Pascha nostrum immolátus est Christus. Ipse enim verus est Agnus, qui ábstulit peccáta mundi. Qui mortem nostram moriéndo destrúxit et vitam resurgéndo reparávit. Et ídeo cum Angelis et Archángelis, cum Thronis et Dominatiónibus cumque omni milítia coeléstis exércitus hymnum glóriæ tuæ cánimus, sine fine dicéntes: |
10
PrefacjaPrefacja Wielkanocna Zaprawdę godne to i sprawiedliwe, słuszne i zbawienne, abyśmy Ciebie, Panie, zawsze, a zwłaszcza w tym dniu uroczyściej sławili, gdy jako nasza Pascha został ofiarowany Chrystus. On bowiem jest prawdziwym Barankiem, który zgładził grzechy świata; On umierając zniweczył naszą śmierć i zmartwychwstając przywrócił nam życie. Przeto z Aniołami i Archaniołami, z Tronami i Państwami oraz ze wszystkimi hufcami wojska niebieskiego śpiewamy hymn ku Twej chwale, wołając bez końca: |
Communicántes, et memóriam venerántes, in primis gloriósæ semper Vírginis Maríæ, Genetrícis Dei et Dómini nostri Jesu Christi: sed | Zjednoczeni w Świętych Obcowaniu, ze czcią wspominamy najpierw chwalebną zawsze Dziewicę Maryję, Matkę Boga i Pana naszego Jezusa Chrystusa: |
Communio Ps 44:8 Dilexísti justítiam, et odísti iniquitátem: proptérea unxit te Deus, Deus tuus, óleo lætítiæ præ consórtibus tuis. Allelúja. |
13
KomuniaPs 44:8 Miłujesz sprawiedliwość, a nienawidzisz nieprawości, dlatego Bóg, twój Bóg, namaścił cię olejkiem wesela obficiej niż twe towarzyszki. |
Postcommunio Orémus. Satiásti, Dómine, famíliam tuam munéribus sacris: ejus, quǽsumus, semper interventióne nos réfove, cujus sollémnia celebrámus. Per Dominum nostrum Jesum Christum, Filium tuum: qui tecum vivit et regnat in unitate Spiritus Sancti Deus, per omnia saecula saeculorum. R. Amen. |
14
PokomuniaMódlmy się. Nasyciłeś, Panie, rodzinę Twoją świętymi darami: wzmacniaj nas stale za wstawiennictwem tej, której uroczystość obchodzimy. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, Syna Twojego, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego Bóg przez wszystkie wieki wieków. R. Amen. |
Żywot świętego Floryana, Męczennika.
(Żył około roku Pańskiego 280).
Na wielu domach katolickich widzimy wyobrażenia rycerza rzymskiego w hełmie ze sztandarem, trzymającego w ręku naczynie, zapomocą którego gasi płomień palącego się domu. Obraz ten przedstawia świętego Patrona broniącego od pożarów i nieurodzajów.
Urodził się święty Floryan w pobliżu Wiednia. W młodości poświęcił się zawodowi wojskowemu, a przebywszy pierwsze trudności, został mianowany dowódcą oddziału; będąc mężnym, ukochał zawód wojskowy całem sercem — ale więcej jeszcze ukochał Chrystusa, któremu na Chrzcie św. ślubował wierność do zgonu.
Stał Floryan załogą ze swym oddziałem w mieście Laureaku, w Górnej Austryi; właśnie był z miasta tego na czas pewien wyjechał, kiedy cesarze Dyoklecyan i Maksymian wydali okrutny rozkaz prześladowania chrześcijan. Dowiedział się o tem Floryan, że namiestnik prowincyi, w której oddział jego stał załogą, wszędzie śledzi chrześcijan i każe ich więzić, aby tym sposobem odwieść ich od wiary chrześcijańskiej, a że czterdziestu wyznawców ów namiestnik Akwilinus wydał na śmierć męczeńską, jako też, iż inni schronili się w góry i lasy, aby prześladowania uniknąć.
Zaledwie usłyszał tę smutną wieść, wybrał się Floryan natychmiast z powrotem do Laureaku w celu napomnienia i dodania otuchy bojaźliwym wyznawcom chrześcijańskim, a w razie potrzeby, aby im dać dowód na samym sobie, jak za tę wiarę wszystko na świecie poświęcić należy. Kiedy przechodził przez most wiodący do miasta, spotkał się z oddziałem żołnierzy. Z ich ust usłyszał, iż wysłano ich, aby chwytali chrześcijan, gdziekolwiek ich znajdą i wiedli ich przed namiestnika. Pełen odwagi odezwał się do nich: „Czemuż szukacie daleko — patrzcie, oto ja jestem chrześcijaninem; idźcie i oświadczcie to namiestnikowi.“ Żołnierze pochwycili go bezzwłocznie i zawiedli przed Akwilina. Namiestnik bardzo się zasmucił, usłyszawszy, że Floryan, dowódca oddziału, wysoko ceniony w całem wojsku, wyznaje religię chrześcijańską i opór stawia rozkazom cesarskim. Głosem pełnym przychylności namawiał go tedy, aby złożył bogom ofiary, nie zrywał z towarzyszami stosunków przyjaźni, a jego samego nie zniewalał do pociągnięcia go do odpowiedzialności. Floryan atoli stanowczo oświadczył, że bogom nigdy ofiary nie złoży i że gotów jest iść na wszelkie męki dla miłości Chrystusa.
Rozgniewany namiestnik rozkazał siepaczom użyć przemocy i Floryana gwałtem zniewolić do ofiarowania bogom pogańskim. Tedy Floryan wzniósł oczy ku Niebu i modlił się: „Panie i Boże mój, Tobie zaufałem, Ciebie wyznaję, za Ciebie walczyć będę i Tobie składam ofiarę z życia mojego. Osłoń mnie prawicą Twoją, albowiem Imię Twoje błogosławionem jest tak w Niebie, jako i na ziemi. Dodaj mi siły, abym zniósł męki cierpliwie, utwierdź mnie przytem łaską Swoją, abym był godzien zostać policzonym w grono Świętych i wybranych Twoich.“
Temi to słowy modlił się ów szlachetny wyznawca do Stwórcy — a Akwilinus szydził z niego i rzekł: „Jak możesz gadać tak bezrozumnie i opór stawiać rozkazom cesarskim?“ Floryan wszakże na to mu odpowiedział: „Czczę Boga mojego, a przy tem posłusznym jestem cesarzom, jak dobremu żołnierzowi przystoi; do złożenia ofiary bogom nikt mnie jednakże nie zniewoli, albowiem oni niczem innem nie są, jak czczem mamidłem!“
Urodził się święty Floryan w pobliżu Wiednia. W młodości poświęcił się zawodowi wojskowemu, a przebywszy pierwsze trudności, został mianowany dowódcą oddziału; będąc mężnym, ukochał zawód wojskowy całem sercem — ale więcej jeszcze ukochał Chrystusa, któremu na Chrzcie św. ślubował wierność do zgonu.
Stał Floryan załogą ze swym oddziałem w mieście Laureaku, w Górnej Austryi; właśnie był z miasta tego na czas pewien wyjechał, kiedy cesarze Dyoklecyan i Maksymian wydali okrutny rozkaz prześladowania chrześcijan. Dowiedział się o tem Floryan, że namiestnik prowincyi, w której oddział jego stał załogą, wszędzie śledzi chrześcijan i każe ich więzić, aby tym sposobem odwieść ich od wiary chrześcijańskiej, a że czterdziestu wyznawców ów namiestnik Akwilinus wydał na śmierć męczeńską, jako też, iż inni schronili się w góry i lasy, aby prześladowania uniknąć.
Zaledwie usłyszał tę smutną wieść, wybrał się Floryan natychmiast z powrotem do Laureaku w celu napomnienia i dodania otuchy bojaźliwym wyznawcom chrześcijańskim, a w razie potrzeby, aby im dać dowód na samym sobie, jak za tę wiarę wszystko na świecie poświęcić należy. Kiedy przechodził przez most wiodący do miasta, spotkał się z oddziałem żołnierzy. Z ich ust usłyszał, iż wysłano ich, aby chwytali chrześcijan, gdziekolwiek ich znajdą i wiedli ich przed namiestnika. Pełen odwagi odezwał się do nich: „Czemuż szukacie daleko — patrzcie, oto ja jestem chrześcijaninem; idźcie i oświadczcie to namiestnikowi.“ Żołnierze pochwycili go bezzwłocznie i zawiedli przed Akwilina. Namiestnik bardzo się zasmucił, usłyszawszy, że Floryan, dowódca oddziału, wysoko ceniony w całem wojsku, wyznaje religię chrześcijańską i opór stawia rozkazom cesarskim. Głosem pełnym przychylności namawiał go tedy, aby złożył bogom ofiary, nie zrywał z towarzyszami stosunków przyjaźni, a jego samego nie zniewalał do pociągnięcia go do odpowiedzialności. Floryan atoli stanowczo oświadczył, że bogom nigdy ofiary nie złoży i że gotów jest iść na wszelkie męki dla miłości Chrystusa.
Rozgniewany namiestnik rozkazał siepaczom użyć przemocy i Floryana gwałtem zniewolić do ofiarowania bogom pogańskim. Tedy Floryan wzniósł oczy ku Niebu i modlił się: „Panie i Boże mój, Tobie zaufałem, Ciebie wyznaję, za Ciebie walczyć będę i Tobie składam ofiarę z życia mojego. Osłoń mnie prawicą Twoją, albowiem Imię Twoje błogosławionem jest tak w Niebie, jako i na ziemi. Dodaj mi siły, abym zniósł męki cierpliwie, utwierdź mnie przytem łaską Swoją, abym był godzien zostać policzonym w grono Świętych i wybranych Twoich.“
Temi to słowy modlił się ów szlachetny wyznawca do Stwórcy — a Akwilinus szydził z niego i rzekł: „Jak możesz gadać tak bezrozumnie i opór stawiać rozkazom cesarskim?“ Floryan wszakże na to mu odpowiedział: „Czczę Boga mojego, a przy tem posłusznym jestem cesarzom, jak dobremu żołnierzowi przystoi; do złożenia ofiary bogom nikt mnie jednakże nie zniewoli, albowiem oni niczem innem nie są, jak czczem mamidłem!“
Rozsrożony namiestnik rozkazał biczować Floryana. Rozebrano go więc i smagano okrutnie aż do krwi, ale on wołał wśród katuszy: „Nic obawiam się tych cierpień, każ nawet ustawić stos drzewa i podpalić, a ja nań wstąpię dla miłości Chrystusa!“ Znów go biczowano aż do krwi, która płynęła strumieniem, lecz Floryan się nie zachwiał, przemawiając z wesołym uśmiechem: „Otóż to prawdziwa ofiara, którą tu składam Panu Jezusowi, On mnie wzmocni i uzna za godnego tej łaski, iż zań cierpieć mi wolno.“ Tyran, nie zadowolony z katuszy, jakie zadawano świętemu Męczennikowi, kazał je podwoić i ostrymi, zakrzywionymi kolcami szarpać mu ciało. Lecz i te okropne cierpienia nie osłabiły męstwa Floryana.
Skoro ów namiestnik bezbożny poznał, że niczem Floryana w wierze dla Chrystusa zachwiać nie zdoła, wydał rozkaz, aby mu kamień u szyi przywiązano i z mostu w rzekę Anizę (Enns) wrzucono.
Szedł tedy ów Męczennik z wesołą twarzą, jakoby na rozrywkę jaką, radując się w nadziei, że otrzyma zapłatę w Niebie. Gdy stanęli na moście, uwiązano Floryanowi wielki kamień u szyi, a on ich prosił, aby mu użyczyli jeszcze cokolwiek czasu, iżby się mógł pomodlić. Ukląkł zatem do modlitwy i tak się szczerze w niej zatopił, że żaden z żołnierzy nie śmiał mu przerwać. Wtem jeden z niecierpliwszych zuchwalców zaczął wyrzucać towarzyszom, że tyle czasu tracą nadaremno; sam tedy przybliżył się do Floryana i zepchnął go z mostu w rzekę.
I stał się nagle cud, albowiem ów żołnierz w tej chwili zaniewidział zupełnie. Rzeka zaś bezrozumna, jakoby rozumnym przyganiając, ciało Męczennika świętego już umarłego wyniosła na kamień wywyższony nad brzegiem — na które to miejsce niezwłocznie spuścił się ogromny orzeł z obłoków i strzegł pilnie ciała Świętego przed uszkodzeniem od dzikiego zwierza i od pogan. W nocy ukazał się potem św. Męczennik pewnej uczciwej niewieście imieniem Waleryi, polecając jej, aby ciało zaniosła na oznaczone miejsce i tam je pochowała. Niewiasta zastosowała się do objawionych jej życzeń, ale obawiając się pogan, potajemnie na wóz ciało złożyła, a pokrywszy je chróstem, wiozła je dwoma wołami na miejsce, gdzie miało być złożone do snu wiecznego; zapytującym się zaś poganom oświadczyła, że chróst ten wiezie na ogrodzenie płotu. Droga do tego miejsca była nie blizką, a gdy woły dla wielkiego upału tak osłabły, że dalej postąpić nie mogły, niewiasta wzniósłszy ręce ku Niebu, prosiła o zmiłowanie — i oto cud się stał: naraz widzi wytryskujące z ziemi źródło z wyborną wodą, której też owe woły niezwłocznie się napiwszy pokrzepione ruszyły dalej w drogę z ciałem Świętego.
Przybywszy na miejsce, złożyła Walerya ciało przy pomocy rodziny w pięknie ozdobionym grobie, który zaraz potem zasłynął cudami.
Kiedy prześladowanie chrześcijan nieco ustało, pobudowali pobożni wyznawcy Chrystusa kaplicę na grobie świętego Floryana, a za czasów św. Seweryna wielu zakonników osiadło przy tym grobie. Z tych początków powstał potem sławny klasztor Benedyktynów pod opieką świętego Floryana, który kwitnie obecnie i sławny jest pobożnością i głęboką nauką zakonników.
Wspaniały kościół chowa w swych murach relikwie świętego Męczennika. Mieszkańcy Królestwa Polskiego i dyecezyanie Biskupstwa Wiedeńskiego czczą go jako Patrona, a w Kościele katolickim doznaje święty Floryan ogólnej czci, jako Patron, do którego się modlą ludzie w niebezpieczeństwie ognia.
Liczne istnieją opowiadania zdarzeń, jako dowody świadczące o skutecznem pośrednictwie Patrona tego Świętego u tronu Stwórcy; jednem z nich jest wypadek, jaki się zdarzył pewnemu węglarzowi, trudniącemu się wśród lasu wypalaniem węgli drzewnych. Węglarz ów zapalił stos drzewa, aby go wytlić na węgle; kiedy zaś poprawiał żarzący się stos i stanął na środku, darń otaczająca ów stos jako przykrycie, by się drzewo nie rozpłomieniło, nagle się zarwała, a ów węglarz wpadł w wielki żar. Był on zawsze nabożnym, a szczerym wyznawcą świętego Floryana; w chwili grożącego mu niebezpieczeństwa westchnął przeto do jego pośrednictwa u Boga i oto nagle pod stopami i ciałem jego węgle poczerniały, a on cały i nienaruszony dostał się szczęśliwie na ziemię.
Kazimierz, syn Bolesława Krzywoustego, zażywając na tronie polskim spokoju, postanowił oddać opiekę nad krajem temu świętemu Męczennikowi i wyprawił postów do Rzymu do Papieża Lucyusza III, prosząc go o przysłanie mu kości świętego Floryana. Papież skłonił się do tej pobożnej prośby i przez Biskupa Muryńskiego Egidyusza posłał kości świętego Floryana do Polski roku 1183 z wielką czcią i radością ludu wszystkiego, a duchowieństwo i nabożni wiedli je 7 mil od Rzymu w uroczystej procesyi. Kazimierz również wyszedł pieszo naprzeciw w celu przyjęcia tychże Relikwii świętych.
Umieścił je też nasamprzód w Krakowie na Kleparzu, gdzie kościół wielki postawił, znacznymi a stałymi funduszami służbę w nim Boską na zawsze opatrzył i Kanoników ustanowił. W kościele tym pozostało potem tylko ramię Świętego, a resztę członków jego świętych przeniesiono na krakowski zamek, gdzie w pięknym grobowcu z wielką czcią złożone spoczywają i wielkimi cudami słyną na cześć Boga i pociechę wiernych.
Skoro ów namiestnik bezbożny poznał, że niczem Floryana w wierze dla Chrystusa zachwiać nie zdoła, wydał rozkaz, aby mu kamień u szyi przywiązano i z mostu w rzekę Anizę (Enns) wrzucono.
Szedł tedy ów Męczennik z wesołą twarzą, jakoby na rozrywkę jaką, radując się w nadziei, że otrzyma zapłatę w Niebie. Gdy stanęli na moście, uwiązano Floryanowi wielki kamień u szyi, a on ich prosił, aby mu użyczyli jeszcze cokolwiek czasu, iżby się mógł pomodlić. Ukląkł zatem do modlitwy i tak się szczerze w niej zatopił, że żaden z żołnierzy nie śmiał mu przerwać. Wtem jeden z niecierpliwszych zuchwalców zaczął wyrzucać towarzyszom, że tyle czasu tracą nadaremno; sam tedy przybliżył się do Floryana i zepchnął go z mostu w rzekę.
I stał się nagle cud, albowiem ów żołnierz w tej chwili zaniewidział zupełnie. Rzeka zaś bezrozumna, jakoby rozumnym przyganiając, ciało Męczennika świętego już umarłego wyniosła na kamień wywyższony nad brzegiem — na które to miejsce niezwłocznie spuścił się ogromny orzeł z obłoków i strzegł pilnie ciała Świętego przed uszkodzeniem od dzikiego zwierza i od pogan. W nocy ukazał się potem św. Męczennik pewnej uczciwej niewieście imieniem Waleryi, polecając jej, aby ciało zaniosła na oznaczone miejsce i tam je pochowała. Niewiasta zastosowała się do objawionych jej życzeń, ale obawiając się pogan, potajemnie na wóz ciało złożyła, a pokrywszy je chróstem, wiozła je dwoma wołami na miejsce, gdzie miało być złożone do snu wiecznego; zapytującym się zaś poganom oświadczyła, że chróst ten wiezie na ogrodzenie płotu. Droga do tego miejsca była nie blizką, a gdy woły dla wielkiego upału tak osłabły, że dalej postąpić nie mogły, niewiasta wzniósłszy ręce ku Niebu, prosiła o zmiłowanie — i oto cud się stał: naraz widzi wytryskujące z ziemi źródło z wyborną wodą, której też owe woły niezwłocznie się napiwszy pokrzepione ruszyły dalej w drogę z ciałem Świętego.
Przybywszy na miejsce, złożyła Walerya ciało przy pomocy rodziny w pięknie ozdobionym grobie, który zaraz potem zasłynął cudami.
Kiedy prześladowanie chrześcijan nieco ustało, pobudowali pobożni wyznawcy Chrystusa kaplicę na grobie świętego Floryana, a za czasów św. Seweryna wielu zakonników osiadło przy tym grobie. Z tych początków powstał potem sławny klasztor Benedyktynów pod opieką świętego Floryana, który kwitnie obecnie i sławny jest pobożnością i głęboką nauką zakonników.
Wspaniały kościół chowa w swych murach relikwie świętego Męczennika. Mieszkańcy Królestwa Polskiego i dyecezyanie Biskupstwa Wiedeńskiego czczą go jako Patrona, a w Kościele katolickim doznaje święty Floryan ogólnej czci, jako Patron, do którego się modlą ludzie w niebezpieczeństwie ognia.
Liczne istnieją opowiadania zdarzeń, jako dowody świadczące o skutecznem pośrednictwie Patrona tego Świętego u tronu Stwórcy; jednem z nich jest wypadek, jaki się zdarzył pewnemu węglarzowi, trudniącemu się wśród lasu wypalaniem węgli drzewnych. Węglarz ów zapalił stos drzewa, aby go wytlić na węgle; kiedy zaś poprawiał żarzący się stos i stanął na środku, darń otaczająca ów stos jako przykrycie, by się drzewo nie rozpłomieniło, nagle się zarwała, a ów węglarz wpadł w wielki żar. Był on zawsze nabożnym, a szczerym wyznawcą świętego Floryana; w chwili grożącego mu niebezpieczeństwa westchnął przeto do jego pośrednictwa u Boga i oto nagle pod stopami i ciałem jego węgle poczerniały, a on cały i nienaruszony dostał się szczęśliwie na ziemię.
Kazimierz, syn Bolesława Krzywoustego, zażywając na tronie polskim spokoju, postanowił oddać opiekę nad krajem temu świętemu Męczennikowi i wyprawił postów do Rzymu do Papieża Lucyusza III, prosząc go o przysłanie mu kości świętego Floryana. Papież skłonił się do tej pobożnej prośby i przez Biskupa Muryńskiego Egidyusza posłał kości świętego Floryana do Polski roku 1183 z wielką czcią i radością ludu wszystkiego, a duchowieństwo i nabożni wiedli je 7 mil od Rzymu w uroczystej procesyi. Kazimierz również wyszedł pieszo naprzeciw w celu przyjęcia tychże Relikwii świętych.
Umieścił je też nasamprzód w Krakowie na Kleparzu, gdzie kościół wielki postawił, znacznymi a stałymi funduszami służbę w nim Boską na zawsze opatrzył i Kanoników ustanowił. W kościele tym pozostało potem tylko ramię Świętego, a resztę członków jego świętych przeniesiono na krakowski zamek, gdzie w pięknym grobowcu z wielką czcią złożone spoczywają i wielkimi cudami słyną na cześć Boga i pociechę wiernych.
Nauka moralna.
Wielkiej i nieustraszonej odwagi dowody dał święty Floryan, gdy żyjąc szczęśliwie i pełen powagi i znaczenia, jako dowódca wojsk, mógł był nie narazić się wcale władzy cesarskiej, nie wydając się z tem, że jest chrześcijaninem. Wolał on jednak porzucić wszelkie zaszczyty, dostojeństwa i przyjemności świata doczesnego, i poszedłszy za głosem sumienia, nie taił się wobec siepaczy wysłanych na śledzenie chrześcijan, lecz oświadczył im otwarcie: „Chrześcijan szukacie, pocóż macie tak wszędzie śledzić, otóż sam jestem chrześcijaninem, mnie zatem zawiedźcie przed namiestnika!“
Rozważ Czytelniku, cobyś ty uczynił w takim razie, czy poszedłbyś za głosem sumienia, które nie pozwala ci zataić prawdy, czy też uląkłbyś się grożącej ci niełaski, lub groźby, narażającej cię na dotkliwe może cierpienia, a choćby i nie śmierć, ale na życie pełne utrapień i dolegliwości? Mało osób byłoby dziś w świecie, któreby poszły za przykładem świętego Męczennika.
Dziś wprawdzie nikt śmiercią męczeńską nie grozi za wyrażenie przekonania, a mimo to mało jest takich, którzy otwarcie się stawią w obronie wygłoszonej prawdy. A czemuż tak się dzieje? Oto, że nie jesteśmy tak na wskroś przejęci świętemi uczuciami wiary i pobożności, jakie wyznawali pierwsi chrześcijanie. Bierzmy ich zatem za przykład i w danych razach starajmy się im choć w małej części dorównać.
Rozważ Czytelniku, cobyś ty uczynił w takim razie, czy poszedłbyś za głosem sumienia, które nie pozwala ci zataić prawdy, czy też uląkłbyś się grożącej ci niełaski, lub groźby, narażającej cię na dotkliwe może cierpienia, a choćby i nie śmierć, ale na życie pełne utrapień i dolegliwości? Mało osób byłoby dziś w świecie, któreby poszły za przykładem świętego Męczennika.
Dziś wprawdzie nikt śmiercią męczeńską nie grozi za wyrażenie przekonania, a mimo to mało jest takich, którzy otwarcie się stawią w obronie wygłoszonej prawdy. A czemuż tak się dzieje? Oto, że nie jesteśmy tak na wskroś przejęci świętemi uczuciami wiary i pobożności, jakie wyznawali pierwsi chrześcijanie. Bierzmy ich zatem za przykład i w danych razach starajmy się im choć w małej części dorównać.
Modlitwa.
Boże! który świętemu Floryanowi za jego odwagę w przyznaniu się do Ciebie i za jego wylaną krew męczeńską udzieliłeś korony świętej i wiecznej szczęśliwości, spraw i obudź w nas uczucie odwagi, abyśmy Ciebie na żadnym kroku się nie zaparli i zawsze otwarcie wyznawali wobec innowierców to, co nam wiara nasza katolicka zawsze i wszędzie wyznawać poleca. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa. Amen.
∗ ∗
∗ |
Oprócz tego obchodzi Kościół święty pamiątkę następujących Świętych Pańskich, zamieszczonych w rzymskiem martyrologium:
Dnia 4-go maja w Ostyi dzień zgonu św. Moniki, matki Nauczyciela Kościoła św. Augustyna; tenże w dziewiątej księdze swego „Wyznania“ złożył wymowne świadectwo dla świętobliwego życia swej matki. — W Kopalni Phenna w Palestynie męczeństwo św. Sylwana. Biskupa z Gazy, który, razem z wielu swymi klerykami pod Dyoklecyanem a przez Cezara Galeryusza Maksymiana otrzymał palmę zwycięstwa. Tamże dzień zgonu 39-ciu Męczenników, którym najprzód ścięgna u nóg pokaleczono żelazem rozpalonem, a potem do kopalni kruszcu odprowadzono; później, po bohaterskiem zniesieniu różnych męczarń, wszystkich pościnano. — W Jerozolimie uroczystość św. Cyryaka, Biskupa, który podczas zwiedzania miejsc świętych został zamordowany z rozkazu odstępnego cesarza Juliana. — W Umbryi pamiątka św. Porfyriusza, Męczennika. — W Nikomedyi śmierć męczeńska św. Antonii, którą najpierw okropnie torturowano, potem trzy dni wisiała na jednem ramieniu i wkońcu wrzucono ją do więzienia, gdzie przebywała dwa lata, aż wreszcie na rozkaz prefekta Pryscyliana na stosie życie swe oddała za wiarę. — W Lorch w górnej Austryi męczeństwo św. Floryana, którego za panowania Dyoklecyana z rozkazu starosty Akwilina z kamieniem u szyi wrzucono do rzeki Anizy. — W Tarsie w Cylicyi pamiątka św. Pelagii, Panny, która za cesarza Dyoklecyana zamkniętą została w rozpalonym żelaznym byku. W Kolonii pamiątka św. Paulina, Męczennika. — W Medyolanie uroczystość św. Weneryusza, Biskupa, o którego cnotliwem życiu sam św. Jan Chryzostom daje świadectwo w liście do niego pisanym. — W okolicy Perigueux św. Sakerdosa, Biskupa z Limoges. — W Hildesheimie w Saksonii uroczystość św. Godeharda, Biskupa i Wyznawcy, którego św. Innocenty II włączył do wykazu świętych. — W Auxerre pamiątka św. Kurkodoma. Dyakona.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz